Dzień 7 za mną. Trochę rozkręciły mi się te praktyki. Trochę bardzo. Wszystko niestety hamują nieco zazdrosne pielęgniarki i rozżalona oddziałowa, która jak się dziś od doktora dowiedziałam, próbowała kilka lat dostać się na medycynę i nici. Tak więc mam odpowiedź na to czemu tak ochoczo w pierwszy dzień przedstawiała mi plan praktyk z naciskiem na mycie pacjentów uargumentowane "musi Pani wiedzieć jak zbudowany jest czlowiek." Nie, rzeczywiście, po rocznym kursie anatomii - NIE WIEM.
Mam na oddziale praktycznie w każdym pokoju jakiegoś zaprzyjaźnionego pacjenta. Zaczęłam się tam czuć jak w domu, serio. Jakiś przełom był w tą niedzielę. Zostałam przez pacjenta z oparzeniem nóg (wspominałam o nim wcześniej, jest w pokoju "trzech wspaniałych") ochrzczona "Pani Doktor Junior". xD Łazi po oddziale, zagląda do punktu pielęgniarskiego i non stop tylko "Pani Doktor Junior jest?" haha, pielęgniarki miały ubaw. Dziś pobierałam mu krew. :D Ochoczo wyciągnął rękę na szczytny cel "masz i się ucz". :D Lubimy się. Zawsze jak mnie widzi jak przechodzę obok to woła "Doktor Junior, cho na bajere". Dziś stwierdził, że jak mi gorąco na oddziale, to przecież nikt nie broni w bikini chodzić, on na plaży być nie może, to chociaż niech personel wprowadzi mu taki nastrój. Beka! Można nazwać, że jest jednym z tych promyczków, które rozświetlają mi dzień.
Jest też pan od wypadku na motorze, nie z jego winy, sprawca ma zabrane prawo jazdy, a on 13 śrub w nodze. Dwa dni temu trzeba było przekuć mu wenflon i sam upominał się do pielęgniarek "zawołajcie młodą, niech się uczy!", a myślicie, że mnie zawołały? Przecież mycie przeze mnie pacjentów było ważniejsze w rozwoju kariery przyszłego lekarza. ;-) Ale nic straconego. Dziś rano, gdy przyszłam na oddział już z progu informował, że coś czuje, że ze starego wenflonu nici i będzie trzeba przekłuwać. I rzeczywiście - PRZEKUŁAM PIERWSZY WENFLON! :D Jak się dorwie fajne pielęgniarki, to można wiele.
Wczoraj pierwszy raz pobierałam krew. Pani po 70-tce, co 1,5h musiała przychodzić do nas na kropienie oczu (pacjentka z okulistyki, ale leży nie wiadomo czemu u nas.) Tak wypadło, że morfologię trzeba było zrobić. Siadła i mówię, że krew będzie trzeba pobrać. Przestraszona popatrzyła na mnie i "PANI BĘDZIE POBIERAŁA MI KREW?! Matko jedyna!", na co ja "niech się Pani nie boi, ja się boję bardziej.", po czym pielęgniarka, która miała to nadzorować dodała "ja też". No i wszyscy w śmiech. Miałam niemałą widownię, bo aż 8 osób się zebrało, ale pobrałam i prawdopodobnie ową Panią zapamiętam do końca życia jako "mój pierwszy raz". :-) Pani żyje, a w dodatku woła za mną po korytarzu "Pani dyrektor!" xd W sumie babcia potrójnie się ucieszyła jak jedna z obserwujących pielęgniarek skomentowała moje pobieranie krwi słowami "niech się uczy, w końcu kiedyś będzie nas leczyła."
Przyjechał Pan nazywany Achillesem, nie trudno zgadnąć, co mu dolega. Współczuję mu, bo zapalony biegacz, strasznie ruchliwy, kocha sport, prowadzi aktywny tryb życia, a tu mu gips dowalili aż pod udo. Dzisiaj miał operację. Pożegnał się przed, przywitał po. Podłączyłam kroplówkę, pogawędził. Coś czuję, że kolejny do pogaduszek. Obok niego leży też dobry delikwent. Stwierdzam po tym, że jak na gastroskopię dziś jechał, to oznajmił, iż "będę jadł makaron." xD Rozbawił mnie. Pytał czy może pić, mówię, że nie, bo przed tym zabiegiem nie można, a jego gość, ktokolwiek to był, kolega czy brat "a wódkę można?" Sami zabawni ludzie wokół. :D
Przyjechał Pan z całą poparzoną twarzą, ma opatrunek i wygląda przez to jak człowiek z Ku Klux Klan.
Od połowy maja leży na oddziale Ukrainiec, który nie ma połowy uda. Poszłam dwa dni temu pogadać i dowiedziałam się, co jest tego przyczyną. Strasznie fajny gość. Dziś fizjoterapeuta go maltretował na korytarzu i jakoś przemykałam bokami nie chcąc przeszkadzać, na co potem ów Ukrainiec (nazwijmy go tak dla rozróżnienia) potem wołał z pokoju "co się Pani nie przywita?!" Takie sytuacje sprawiają, że człowiek czuje się tam potrzebny, akceptowany i lubiany. Pokazywał mi zdjęcia swojego syna, miłe to było.
Na oddziale leży też Pani Doktor. Złamany obojczyk, wpadła pod tramwaj. Kazała zmierzyć sobie ciśnienie i tak to wyszło kim jest z zawodu, ponieważ zorientowałam się, że ogarnia lepiej niż ja na początku. xD Spytałam czy jest pielęgniarką, to sprostowała, że lekarzem. Pogadałyśmy, a dziś z daleka się już uśmiechała. Kolejna swoja osoba. Cieszyła się, że pobieranie krwi i zakładanie wenflonu już za mną, powiedziała, że przyda mi się to na stażu. Przynajmniej jej się przydało.
Mamy też taką babcię, co targa przy sobie kijacha prosto z lasu. xd Łazi z nim jak włóczykij i jeszcze bezczelnie mówi, że to na pielęgniarki, które nie będą się jej słuchać. A mają słuchać, bo ona jest starsza i już. O, takie Ci to przypadki. :D No, ale dobrze, że chociaż zagadywała staruszke po wycięciu woreczka żółciowego, bo ta z kolei całymi dniami jęczała "o jeju, ojezusiu, ojeju, ojezusiu." Słuchać się tego nie da, jedyna pacjentka, która drażni mnie niemiłosiernie (nie lubi samotności i wydziwia), ale dzisiaj wyszła (a przynajmniej takie plany były zanim skończyłam zmianę), więc będzie spokój.
Pani, co pisałam ostatnio, że na pielęgniarki narzeka, a do studentek milusia zmieniła front. Dziś nowe studentki przyszły i na dzień dobry dała im popalić. Fakt faktem, że cała akcja wynikła z tego, że studentki próbowały być z deczka nadgorliwe. Śniadanie przyszło i Nauczycielka (bo jest nią ów pacjentka) chciała, aby nie podłączać jej kolejnej kroplówki na czas jedzenia i toalety (ma problemy z wenflonami i obie łapy już popuchnięte fest, więc lepiej uważać na ten, co ma, a twierdzi, że jak unosi ręce przy jedzeniu, to nie działa to dobrze na wenflon.). Dla mnie nigdy to nie był problem, a one stwierdziły, że pielęgniarki powiedziały, że kroplówka jest na JUŻ. Gie prawda, bo pół godziny w tą czy w tą nikogo nie zbawi, zwłaszcza, że to ostatnia kroplówka była, no ale trudno. Naoglądały się cyrku.
Dziś wypisali schizofrenika, który codziennie rano witał mnie "dzień dobry, miło panią widzieć", dziadka, który przy stwierdzeniu "zmierzę Panu teraz poziom cukru" zawsze odpowiadał "jeśli Pani chce", pana, co miałam z nim swoją pierwszą fontannę z wenflonu i cały pokój Pań, które w sumie problemów nie sprawiały, więc szkoda, bo jeszcze jakieś oszołomy na ich miejsce przyjdą. Pół oddziału poszło dzisiaj do domciu.
Z panem z Poparzonymi Nogami leży dziadek, któremu pierwszy raz bez nadzoru robiłam zastrzyk w brzuch. Wczoraj mieli rozkminę na temat mojego wieku i doszli do wniosku, że mam 16 lat. xd Nie wiem jak można dojść do takiego wniosku, skoro wiedzą, że uczę się na lekarza, ale no dobra, haha. Dziadka wnuczka też się wybiera na lekarski i dziś rozpływał się do żony; coś w stylu "Kazia patrz, nasza wnusia też będzie tak się uczyła." Pan Poparzone Nogi wczoraj miał ze mną dobry dzień. Nie dość, że załatwiłam mu gazetę od innego pacjenta i miał zajęcie, to jeszcze dwa razy dostał ode mnie wrzątek na jego ukochaną kawę z żużlem. Dziś był zrozpaczony, że już wychodzę i pytał czemu nie zostanę dłużej tak jak wczoraj. Odpowiedź prosta; dzisiaj zmiana była średnia i jakoś nie chciało mi się dłużej siedzieć.
Wczoraj też zostałam opieprzona przez babcię schizofreniczkę (bardzo przyjemna kobieta, kilka dni temu godzinę opowiadała mi o wojnie), która od tygodnia czeka na operację i nie mogą jej wziąć, bo ciągle oddaje stolec i boją się, że znów obsra im stół, przez co potem przez pół dnia sala operacyjna będzie nie do użytku. xd Przyszłam wczoraj, aby podłączyć kroplówkę, bo ktoś genialny stwierdził, że wprowadzą ścisłą dietę i na kroplówki przejdą, na co pacjentka wykrzyknęła: "idź stąd, nie widzisz, że się pakuję?!" A trzymała kołdrę w rękach.
Dzieje się jak widać duuużo. Mam nadzieję, że moich ulubionych pacjentów przetrzymają trochę, bo smutno bez nich będzie. Jeszcze nie nabrałam znieczulenia jak wszyscy pracownicy oddziału i przywiązuję się trochę, zwłaszcza jak ktoś jest super.