sobota, 29 października 2016

[130] It was nice meeting you Pulmonology

Na nefrologii zgłosiłam się na ochotnika do USG nerek. Mimo ultra małego spożywania płynów, kamicy nerkowej nie mam, więc odetchnęłam z ulgą. :D Z nieba spadły te zajęcia, bo od kilku miesięcy wydawało mi się, że coś jest nie tak, a oczywiście do lekarza nie było po drodze. Na gwałt przydałyby się teraz oftalmologia, bo tak już od 4 lat wybieram się do okulisty i coś dotrzeć nie mogę...

Na pulmonach serce mi pękło. Mój kochany doktorek nie przyszedł na ostatnie zajęcia. Wzięła nas ordynator we własnej osobie i oczywiście było sranie po gaciach, bo w tamtym roku na tuberkulozie trzepała nas aż grzmiało. Takie zawrotne tempo narzuciła, że aż trudno było za nią na korytarzu nadążyć. Nie wiem jak to zrobiła, ale przez całe zajęcia zdążyliśmy obejść wszystkie pokoje, prawie wszystkich opukać i osłuchać, krótki wywiad zebrać, a na końcu jeszcze przycisnęła nas z kilku RTG i wypuściła 10 minut wcześniej. Pacjentka, u której było podejrzenie farmer's lung okazała się mieć bronchioalveolar carcinoma. Pacjent z COPD, który miał być już do domu wypuszczany, dwie godziny przed wypisem przyszły wyniki i okazało się, że ma cardiac myxoma. Był też pan czekający na przeszczep, opowiadał o odmie i o zgromadzonym pod skórą powietrzu. Dostaliśmy potem jego RTG i było na co patrzeć.

Na neonatologii bawiliśmy się fantomami. Pierwszy raz trzymałam w ręce laryngoskop, trochę się męczyłam, ale w końcu zaintubowałam.

Za tydzień zaczną się zakazy, mamo ratuj. Jeszcze te dziecięce w tamtym roku były nawet ok (poza częścią seminaryjną), ale dorosłych nie mogłam znieść.

Kilka dni temu miałam dziwną sytuację. Byłam z kolegą na obiedzie i nagle podszedł do nas jakiś typ. Ani się nie przywitał, ani pocałuj psa w dupę na dzień dobry i z bomby wyleciał z moim nazwiskiem. Myślałam, że spadnę z krzesła, bo to był facet, który od kilku lat wypisuje do mnie na fejsie (mimo, że mu nie odpisuję i nawet nie czytam tych wiadomości), i nie wgłębiając się w szczegóły, jest skończonym psycholem. O dziwo trzeźwość umysłu mnie nie opuściła i popatrzyłam na niego jakby z drzewa spadł dodając "eee, nie", na co on znów to samo. Na szczęście po kolejnym zaprzeczeniu poszedł sobie. Chwała bogu, że niedawno zmieniłam fryzurę, to mogło wydać się całkiem wiarygodne, ale WTF! Od dziś już nie będę do życia podchodziła tak beztrosko, że nigdy nic mi grozić nie będzie. Pełne gacie miałam, masakra. A to niepierwsza sytuacja, że ktoś nieznajomy rozpoznaje mnie ze zdjęć. W sumie super anonimowy zawód sobie wybrałam, idealny do uciekania przed creeperami. <ok> Czas chyba znaleźć męża i czym prędzej zmienić nazwisko.

środa, 26 października 2016

[129] Work hard so you won't spin

Prawie miesiąc 4 roku za mną, więc czas na krótkie wspominki.

Ortopedia i traumatologia - mieliśmy sporo zabawy z gipsowaniem się i ogólnym unieruchamianiem. Potem rozcinaliśmy gipsy, a dowcipny prowadzący straszył nas, że "ała ała BOLI!!!" Niby bzdura, a kilka osób nabrało się na takie wrzaski. :-D Na innych zajęciach bawiliśmy się USG i sprawdzaliśmy sobie biodra, nadgarstki, barki i kostki. Wszystko zaczęło się od tego, że koleżanka z grupy powiedziała, że biodro boli ją jak cholera i czy doktor nie może obejrzeć. Summa summarum 2/7 osób miały problem. Koleżanka od biodra ma bursitis i tendonitis, więc na następnych zajęciach będziemy oglądać wstrzykiwanie sterydów przy pomocy USG, bo jak sama powiedziała, na fizjoterapeutę czasu nie będzie miała, więc woli inwazyjnie. xD Druga osoba okazało się, że ma dość spore szanse na carpal tunnel syndrom, więc ma unikać zbyt dużej manualnej roboty, dlatego też papa przyszła specko z chirurgii.

Sądówka - przypomnieli nam jak się sprawdza ile czasu temu ktoś pił i ile, liczyliśmy ile kto będzie miał promili po wypiciu tej samej ilości alkoholu i mimo, że nie piję, to smutno mi się zrobiło, że 250ml 40% wódki dałoby mi ponad 2,5 promila, a 70kg facetowi lekko ponad 1. xd Potem mówiliśmy o truciznach, narkotykach, zatruciach i innych tego typu smaczkach. Znów było ciekawie. I ultra wyluzowana prowadząca rzucająca żartami, które mogłyby zostać określone lekko nie na miejscu. <3 Uwielbiam.

Chirurgia - oglądaliśmy dość ciekawą operację, trochę nie słuchałam, ale między słowami wyłapałam, że mniej więcej chodzi o to, że wycięli kawałek przełyku i wycięty kawałek zastąpili kawałkiem z dwunastnicy? mimo, że 1st line treatment to pozyskanie kawałka z żołądka? Muszę o tym poczytać, bo wydaje się to całkiem intrygujące. Mieliśmy też pacjenta z inflammatory bowel disease i mimo, że znów nie słuchałam (cóż za pilna studentka..), to wpadło mi do ucha, że zazwyczaj choroba zaczyna się u dwudziestoparo latków, no super. Już się zdiagnozowałam, że moje problemy trawienne po jakichś randomowych posiłkach mogą być początkiem IBD'u. [*] Humor poprawił się jeszcze bardziej, gdy doktor dodał, że najdłuższe leczenie tego dziadostwa jakie on osobiście zna, to (uwaga!) 18 lat!! o.O
Od kiedy studiuję, co chwilę wyszukuję sobie pierdyliard chorób, które mam/mogą mi grozić, boże ratuj. xD Jednak to prawda, że im mniej w głowie, tym spokojniej człowiek śpi.

Nefrologia - w sumie to nic ciekawego nie było poza tym, że moi koledzy z hukiem zostali wypieprzeni z zajęć, bo przyszli chorzy. Był ogień! :-D Uśmiechnęła się do nas moja kochana genetyka, ponieważ mieliśmy pacjenta z ARPKD, więc mogłam brylować. Większość czasu spędziliśmy na transplantologii i ku naszemu zdziwieniu większość nerek do przeszczepu nie pochodzi od członków rodziny (rodzina to tylko jakieś 7% przeszczepów.)

Pulmonologia - miłość, miłość, miłość. Mieliśmy bronchoskopię, potem biopsję węzłów chłonnych w śródpiersiu, a na końcu pacjenta z Pompei disease (tylko 7 takich przypadków w całym kraju i on jeden na zachodzie, więc możecie sobie wyobrazić moje podniecenie.) Jak z biochemii nic nie pamiętam, tak pamiętałam moment, w którym uczyłam się o tej chorobie i trochę dziwnie się poczułam słysząc swoje własne komentarze sprzed kilku lat "po co tyrają nas takimi rzadkimi przypadkami?" To chyba coś na kształt tego jak kiedyś myślałam o angielskim, kiedy nauczyciel tyrał mnie ze słówek, których byłam pewna, że NIGDY nie użyje, a za jakiś czas okazało się, że powiedzenie "nigdy nie mów nigdy" jest świętsze od przykazań bożych. xd

Fakultet z EKG okazał się strzałem w dziesiątkę i nie wiem jakim cudem, ale słucham przez całe 2,5h, a nigdy mi się takie skupienie nie zdarza, zazwyczaj po pół godzinie już mnie nie ma. :D

Straszny pierdolnik mam, bo wychodzę z domu przed 7, a wracam najwcześniej o 18, wczoraj pobiłam rekord i wróciłam o 22:40. Pewnie za kilka lat będę miała potężny butthurt, że zamiast się opieprzać, kiedy mogłam, to kręciłam kołowrotkiem jak szalona. ;x Dobrze, że moje zapieprzanie otworzyło ojcu oczy i dużo inaczej mnie traktuje niż kilka lat temu. Relacje się poprawiają tylko nie wiem czy dlatego, że zaczął mnie doceniać i jest dumny czy może powodem jest moje odgrażanie się, że za dwa lata wypalam na drugą stronę świata? Choć pewnie najbardziej przekonała go moja niezależność finansowa i fakt, że od 4 lat nie płaszczę się o pieniądze. :))

Rodzinę na grypę zaszczepiłam, duma mnie rozpiera. xD Ostatni zastrzyk robiłam na praktykach po pierwszym roku. Dziś miałam ojcu w zadek robić kolejny, bo coś tam potrzebował, ale jak poinformowałam go co mu grozi w tym rejonie, to trochę zwątpił i jednak zostawił to w rękach lekarza. xDDD

czwartek, 20 października 2016

[128] Craving for Asia

Chyba mam za dużo czasu, bo niedawno strzeliło mi do głowy, że może bym tak była doktorkiem w Korei Płd (znowu ciągnie mnie do Azji, echhhs.) Zapał trochę się ostudził po wyczytaniu, że Korea zagranicznych doktorków niespecjalnie chce, więc poświęćmy minutę ciszy poległym wizjom. [*] Ale, że nie ma rzeczy niemożliwych, to nigdy nic nie wiadomo. :> Im bardziej coś jest niedostępne, tym bardziej prę w tę stronę.

Miłość do azjatyckiej części świata zaczęła się jakieś 10 lat temu, kiedy stałam na placu Tian'anmen i słuchałam szwedzkiej przewodniczki opowiadającej o proteście studentów z '89 roku. Strasznie padało, więc nastrój był całkowicie dopełniony. Kilka lat później z ojcem wybrałam się na wyjazd służbowy. Potrzebny był zaufany tłumacz, a kto byłby lepszy jak nie córuś. :) Kilka tygodni spędzone w kilku miastach zrobiły swoje. Potem wyjazd do Japonii, która okazała się dość biedna w zabytki i Tokio było największą atrakcją. Mam bliski kontakt z kilkoma kontrahentami taty i są to niezwykle intrygujący ludzie. Są strasznie ciekawi świata, tego jak jest gdzieś indziej, bez znaczenia z którego azjatyckiego kraju pochodzą, chęć poznania mają tą samą.

To jedna z chwil, w których nie lubię mieć wyboru. Nie byłoby go, problem z głowy. Jest, to teraz wielkie zastanawianie "a może by tak..."





PS. Niesamowite jest to, że ci lalkowo wyglądający chłopcy przechodzą przez 2 lata przymusowego wojska, fajnie nie? :D W Polsce wojak mógłby wrócić, korposzczurki w garniakach kraju nie obronią.

PS2. Dokopię się do odpowiedniego pena, to powrzucam jakieś zdjęcia.




Od jakiegoś czasu chodzę kilka metrów nad ziemią!

sobota, 15 października 2016

[127] Clinicals

Mam wrażenie, że ten rok będzie śmiesznie prosty w porównaniu do trzech poprzednich. Nie dość, że praktycznie codziennie kończę zajęcia maks do 12 (nie wliczam w to wykładów), to jeszcze nie ma wejściówek i kolokwiów w takiej ilości, w jakiej były do tej pory. Wystarczy mniej więcej ogarniać bieżący materiał. Jak się po milion razy powtarza jedno i to samo, to prędzej czy później zostanie to w głowie. Jedynym minusem póki co są godziny wykładów, bo trzeba byłoby na nie czekać po 3-4h, więc szczerze mówiąc większość sobie daruję i pracuję w tym czasie, bo dziwnym trafem w końcu odpuścili sobie sprawdzanie na nich obecności.

Ortopedia i traumatologia - zajęcia podzielone +/- na pół; seminarka i oddział. Trochę się na nich nudzę. Była pani z zespołem cieśni kanału nadgarstka i pan po amputacji dużego palca u stopy. Ten drugi przypadek o wiele ciekawszy, bo przy okazji omówiliśmy przeszczep skóry, całkiem ciekawa sprawa. Za każdym razem dostajemy pod nos RTG, więc mamy super trening i jak już jestem przy tym temacie, to muszę wyrazić swoje niezadowolenie ułożeniem programu. Zastanawiam się jaki jest sens radiologii dopiero na 8 semestrze, skoro oglądanie zdjęć towarzyszy już od 5-ego? Niby nie powinno mnie dziwić takie ułożenie, w końcu na drugim roku na patofizjologii robiliśmy coś, czego jeszcze na fizjologii nie zaczęliśmy nawet, ale co tam, kto by na takie coś w ogóle zważał.

Neonatologia - faceci byli bardziej podjarani dziećmi w inkubatorach niż dziewczyny, to było dość zabawne. Dość słodkie są takie małe bubunie, pozwijane między kocami, więc wyglądają jak w gniazdach. Leżą sobie w cieple (+30*), niektóre w złym, inne w kiepskim i dobrym stanie. Rekordowy maluch urodził się mając 500g... Gdzieś minęliśmy wcześniaka, który przetrwał jako jeden z trojaczków, gdzieś indziej leżała dziewczynka z HCV. Zawsze dorodne, donoszone dzieciaki wydawały mi się łatwe do uszkodzenia, ale te maluszki są nie do porównania.

Nefrologia - prowadzący głównie zajmuje się dializami, więc w końcu będę miała o nich dobre pojęcie. :-D Mieliśmy pacjenta, któremu z dnia na dzień nie wiadomo czemu palce zaczęły zachodzić nekrozą. Większość organów zaczęła siadać i po prawie roku nie ma już stóp, jest po zawale, palce u rąk zaczęły sinieć, pojawiła się nekroza. Na jednej ręce zrobili mu przetokę (do dializ), zmiany się cofnęły, ale druga jest nadal w średnim stanie. Młody chłopak. Podziwiam, bo wydawało mi się, że jego stan psychiczny będzie okropny, a on zdawał się być całkiem dobrze pogodzony z nieszczęściami. Innym razem mieliśmy pana z Lupusem i od razu przypomniał mi się prowadzący z dermy, który wypytywał o SLE. xd

Sądówka - póki co nie dzieje się nic ciekawego, bo mamy same seminarki i jedyne co jest w nich ciekawe, to zdjęcia z autopsji, komentarze prowadzącego, że powiesić to się jeszcze trzeba umieć, bo na sznurku można dogorywać godzinę zamiast minuty. Kocham taki humor. xD Instrukcje jak odróżnić pozorowane samobójstwo od tego prawdziwego też były fajne!

Pulmonologia - mój konik. Wszystko na zajęciach idzie jak po maśle. Mieliśmy 70 letniego muzyka z COPD (paczka fajek dziennie przez x-dziesiąt lat) i 79 letnią panią, której nie do końca wiadomo co jest. Tak się zastanawiam czy alternatywą do mojej pracy na sądówce nie będzie pulmonologia.

Chirurgia - uczyliśmy się szyć i stwierdzam, że chirurgiem nie będę. >.< Pominę ilość kurew i innych takich, które rzucałam pod nosem, kiedy nie szło. Trening czyni mistrza, ale można się zdrzaźnić. Potem uczyli nas wiązania węzłów i mimo, że mieliśmy to dwa lata temu na anatomii klinicznej, to ofc nikt już nic nie pamiętał.. :-D

Nienawidzę czwartków. 9h w szpitalu i brak czasu na ciepły posiłek są przesadą. Stan studenciaków mówił sam za siebie. ALE! Jeszcze kilka tygodni i odetchniemy.
Za niedługo zaczną się fakultety. Może w końcu raz, a dobrze nauczę się EKG, a nie tylko na chwilę, bo kolokwium. xd Znowu zimowy semestr dopakowuję w dodatkowe zajęcia, aby letni mieć w miarę lajtowy.

A i wiecie co? Hitem tygodnia jest opis zdjęcia u pacjentki po wyciętym pęcherzyku żółciowym, że jest on dobrych rozmiarów i wszystko z nim ok. xDD Cudowne są takie smaczki.

niedziela, 2 października 2016

[126] Hello October.

Już październik, gdzie ten czas ucieka. Mam wrażenie, że jak dziś pójdę spać, to obudzę się na święta. xD

Raz na jakiś czas czytam gównoburze odnośnie aborcji i niedawno wyczytałam hity, które myślę, że śmiało mogą startować w konkursie wiedzy. Przytoczę, żeby za 10 lat móc sobie przypomnieć jaką wiedzą ludzie dysponują:

Absolutny #1 to stwierdzenie, że w inkubatorach są ratowane dzieci w tym samym wieku, co te poddawane aborcji! (oczywiście mówimy o Polsce, a nie Chinach) Autor tych słów twardo twierdził, że to prawda, bo Korwin tak powiedział, a on jest inteligentny i ma tytuły naukowe, więc to prawda.

#2 to informacja, że 25 dni po zapłodnieniu wyczuwalny jest puls u dziecka.

#3 embrion i płód to terminy obce/zakazane, więc notorycznie leci dzieckodzieckodzieckodziecko.

#4 jakiś pan polecił paniom podwiązanie jajowodów ("bo problem z głowy"), kto by tam zważał na to, że takie widzimisię w PL jest nielegalne.

#5 zapis prawny "kobieta może ulec karze" zupełnie nie oznacza, że zostanie jej poddana i niepotrzebna jest zmiana zapisu na "nie podlega karze". A ja się dziwię, że na wszystkich testach w Polsce, czy to gimnazjalnych czy to maturalnych, są niziutkie wyniki w czytaniu ze zrozumieniem.