Członek Ku Klux Klan już powoli przegląda na oczy, dziś w końcu ujrzałam jego twarz. Pomagałam przy opatrunkach i nie powiem; stopiona skóra robi wrażenie. W dodatku ów Pan nacierpiał się dziś dość mocno, ponieważ z racji, iż nie dało się pobrać krwi z rąk (poparzone), to pobieraliśmy ze stopy (jednej, bo w drugiej już był wenflon.) Miejsce to, jak wiadomo, nie należy do najmniej czułych, dlatego też nakur*ował się Pan trochę. Na nic stały się jego męki, bo niestety żyłka była za mała i krwi na trzy fiolki nie starczyło. Przyszli lekarze i bawili się z tętnicą udową. Naoglądałam się, nie powiem. Bez znieczulenia się nie obyło, ponieważ pacjent prawie z łóżka wyskakiwał. Nie dziwi mnie to. W końcu pobrali i mogli wpuścić do próbek do badania na bakterie. Śmiechłam trochę, gdy pielęgniarka nie wiedziała, do którego jakie oznaczenie ma dać, bo nie wiedziała, które to tlenowe, które beztlenowe, ponieważ oznaczenia były po angielsku, huehuehue. No jak mi przykro, gówno studentka komuś dupsko uratowała, kto by pomyślał. Wracając do Pana Ku Klux Klan - dobrze, że facet jest kasiasty, ponieważ szpital nie ma na stanie opatrunków, które rzekomo działają cuda, a który jeden mały (15x10cm) kosztuje 50zł. Odbiegając od jego przypadłości; Pan jest super śmieszny. Zachowuje dystans do całej sytuacji. Po żartach i rozmowie widać, że jest wykształcony. Żona prokurator.
Pan Achilles został wypuszczony do domu. Niestety nie miałam okazji się z nim pożegnać, ponieważ na trzy dni uwięzili mnie na POP-ie. Akurat jak wychodziłam z oddziału widziałam jak odjeżdżał samochodem (jego kolega z pokoju, który odprowadził go, poinformował mnie) Ma się odezwać na fejsbuku. Miło.
Pan kolega Achillesa aka Pan Makaron też już poszedł do domu. Szkoda, bo wesoło z nim było. Z Achillesem z pokoju wydzierali się na korytarz do mnie. Zaczepiali, że fajne łóżka wioze na prześwietlenie, żebym wzięła łóżko z sali obok i położyła się z nimi, po co tak zapitalać non stop. xD Kolejne promyczki na oddziale. :) Załatwiłam Makaronowi szybszy wypis z oddziału, chociaż tyle mogłam dla niego zrobić poza wenflonami i innymi oddziałowymi "przyjemnościami".
Na POP-ie leży Pani Gips. Miała wypadek. Samochód wpadł w poślizg, uderzył w tira, a od tira odbił się w barierkę. Po drodze dachował kilka razy. Synowa prowadziła, jej nic szczególnego nie jest, a babcia zdrowo poobijana. Dwie ręce połamane, 8 żeber, śledziona pęknięta, liczne obtłuczenia. Przez trzy dni się nią opiekowałam, jeździłam z nią na RTG, poiłam, myłam, mierzyłam cukier, zastrzyk domięśniowy zrobiłam, kroplówki ogarniałam, dren i sondę wyciągałam. Potem szwy ściągałam i opatrunki zakładałam, a na końcu wyciągałam wkłucie z tętnicy udowej. Pani się do mnie przywiązała. Cały czas tylko "Pani Leilo..." Miłe. :-) Nigdy pielęgniarki nie woła, zawsze mnie. Dziś nawet jak byłam na odcinku (podobno tak nazywają resztę oddziału) to wyglądała mnie czy nie przemykam na korytarzu. Twierdzi, że jak trzeba jej coś robić, to robić mam ja, bo muszę się na kimś uczyć, a ona chce mieć świadomość tego, że przyczyniła się do szkolenia przyszłej pani doktor.
Dziś Pan Poparzone Nogi wyszedł z oddziału. Szkoda. Wielka szkoda. Odkryłam tajemnicę poparzenia jego nóg. Aż opowiem, bo nie mogłam dzisiaj ze śmiechu. Nie powinnam się śmiać, ale takiego scenariusza chyba nawet scenarzysta by nie wymyślił. Na oddział trafił poobijany, coś tam z głową miał, nie wnikałam w szczegóły. Trafił w ciągu alkoholowym, więc trochę świrował, leżał na pasach, potem uciekał przez okno i takie cuda z nim były. W międzyczasie pajac zapalił sobie w pokoju fajurka, gdy leżał w łóżku i postanowił wywalić peta gdzieś przed siebie. Pech chciał, że pet trafił w łóżko i zakopał się w koc. No i facet stanął w płomieniach. :) Leży od drzwi, więc na miejscu ludzi z pokoju coś bym próbowała zrobić, a oni nic. Gdyby pielęgiarki nie ogarnęły w czas sytuacji, to by w trójkę zjarali się żywcem. Dzisiaj zmieniałam mu opatrunek na tych nogach. Opatrunkowa taka zafascynowana była naszą (moją i poparzonego) współpracą, że chciała zrobić nam zdjęcie i nawet przyprowadziła inną siostrę, aby popatrzyła. Szkoda, że już go wypisali, ale na pewno go jeszcze zobaczę. Doktor powiedział, że odwiedzimy go w poniedziałek.
Pan od 13 śrub w nodze też już jest w domu. Też szkoda, bo bardzo go lubiłam. On mnie chyba też skoro dziękował za opiekę i okazję do tego, że mógł przyczynić się do mojej edukacji (!) Nawet zaproponował, abym odwiedziła go w domu, bo ktoś w końcu musi robić mu zastrzyki, a on nie umie. :D Gdyby mieszkał bliżej, to bez problemu, ale trochę drogi nas dzieli niestety. Znam jego adres, więc jak się stęsknię, to wpadnę na pogaduchy. xD Żegnając się nie powiedział "do widzenia". Pożegnał się mówiąc "do zobaczenia." :-) Mam wpaść, jak będą mieli festyn na osiedlu.
Dostałam czekolady od pacjentów. Szok w kapciach. Zaczynając praktyki nie powiedziałabym, że ktokolwiek będzie chciał mi dać prezent za opiekę. Trochę obrosłam w piórka, bo czekolady dostałam JA, a nie pielęgniarki. Yay! Sukces.
Dziś stałam przy operacji, podjara podjara! Dwa dni temu wzięli mnie do gastroskopii. Dzień na gastro i kolonoskopii zaliczony. Lekarz bekowy, śmiechu co niemiara. Pielęgniarki tam też są super.
Wzloty i upadki na oddziale są także obecne. Wszyscy moi wspaniali pacjenci zostali wypisani, na oddział trafiły same upierdliwe osobniki. (Na przykład dzisiaj w pełni sprawna pani stwierdziła, że chce, aby ją umyć, LOL.) Do tego pielęgniarki niezmiennie mnie drażnią. Dziś znów zostałam oddelegowana do mycia. FASCYNUJĄCE. Szkoda, że wenflonów i zastrzyków nie robię z taką częstotliwością jak myję dupska. ;-) Szkoda, że ja to robię, a przyszłe położne WCALE. Ciekawe komu się to w przyszłości bardziej przyda; lekarzowi czy położnym?
Pogadałam dziś z doktorami. Chyba koniec moich praktyk, bo pomimo ich upomnień ja nadal jestem ochoczo odsyłana do mycia. Z nauką to niewiele ma wspólnego, dlatego też szkoda mojego czasu. Wolę poświęcić się zarabianiu $$. Z ojcem wciąż krucho, nadal mnie wkurza, ale odkryłam, że coraz mniej interesuje mnie on. Przestałam się bać. Jak będę musiała wyjść z domu, to wyjdę.
Jejku, widać, że masz naprawdę świetny kontakt z pacjentami, super :) Nie jest chyba dużo takich osób, u nas to jak trzeba było dotknąć kogoś nie do końca świeżego i pachnącego, albo co gorsza z pampersem, to wszyscy nagle uciekali sprawdzać czy czasem na radio nie ma wyników do odebrania (radiologia jest na drugim koncu szpitala) xD
OdpowiedzUsuńPoza tym, czekolada od pacjentów, wow! My z koleżanką byłyśmy w szoku jak stąd na Alaskę, kiedy przyszedł pacjent (po wypisie), którego woziłyśmy na badania, podziękować za opiekę. Niby nic, a jakie miłe :)
I na chirurgi masz aż tyle mycia? U nas takie rzeczy to tylko na internistycznym. ;) Prawda, że kontakt z pacjentami to ważna sprawa? Dobrze mieć dobry. :)
OdpowiedzUsuńStarszych ludzi jest duzo, ktorzy sa po operacjach nog, wiec nie ma szans, aby sami siebie ogarneli. Mycia bylo strasznie duzo, dobrze, ze juz praktyki mam odbyte i nie bedzie mnie to wiecej martwic.
Usuń