sobota, 29 listopada 2014

Antybiogramy, powerpointy i komunikacja z pacjentem

Na mikrobiologii pani profesor nakrzyczała na nas, bo nie nauczyliśmy się antybiotyków. Nie zadowoliło ją to, że wiedzieliśmy jakie antybiotyki działają na ścianę komórkową, metabolizm, syntezę białek czy DNA i które są zabójcze dla bakterii, a które tylko spowalniają ich rozrost.

Robiliśmy antybiogramy, potem odczytywaliśmy za pomocą linijki, które bakterie są odporne, a które podatne na dany antybiotyk. Potem stwarzaliśmy kolonie bakterii, które nosimy na dłoniach przed myciem, po myciu i po dezynfekcji. Niektórym wyrosły takie śmieszne żółte straszydła. Szczerze? Strach się bać tego, co mamy na paluchach, ale i tak w krytycznych sytuacjach nie przestanę jeść brudnymi rękami. Na koniec musieliśmy wsadzić to, co stworzyliśmy pod mikroskop.

Już chyba w którejś notce wspominałam jak bardzo nie lubię prezentacji, a w tym tygodniu miałam zaszczyt mieć ich aż trzy. To był strasznie szybki tydzień. Generalnie przemykałam z zajęć do pracy, a stamtąd prędko do domu, aby szybko zrobić, co miałam do zrobienia. Dobrze, że nie było żadnych testów, bo bym wyrżnęła jak długa na wszystkich po kolei.

Uwielbiam lekarzy minimalistów. Ostatnio wspominałam, że profesor z fizjologii skraca nam zajęcia z 3,5h do max dwóch godzin. Tydzień temu stwierdził, że zrobi nam prezent na mikołaja i zamiast testu z cardiovascular II & pulmonary będziemy mogli zrobić prezentacje. Studenci mają problem z wychwytywaniem najważniejszych informacji i poprzepisywali połowę podręczników do powerpointa, przez co 5 prezentacji zajęło 2h, a zostało jeszcze kolejne 5 do przedstawienia. Doktor stwierdził, że starczy już, wierzy, że kolejne 5 też były dobrze zrobione, wszyscy dostają zaliczenie i wesołego mikołaja, widzimy się za dwa tygodnie. xD

Jeśli już mówię o prezentacjach, to wspomnę, że na patofizjologię też mieliśmy je przygotować. Mojej grupie trafiły się: granulocytoza, lymfocytoza & leukocytoza. Wszystko fajnie, nauczycielka kazała zmieścić się w 12-13, MAX 15 slajdach po czym otwieram e-maila od kolegów i sprawdzam ich ppt, aby złączyć wszystko w jedną prezentację, a tam co? Lymphocytosis na 8 slajdów, leukocytosis na 5. Niepojęte jaki ludzie mają problem z lakonicznym formułowaniem myśli. [*] Potem się dziwią, że zamiast skończyć zajęcia przed czasem, to się ledwo wyrabiamy.

Na fakultet z komunikacji z pacjentem jednak nie będę chodziła. Pani psycholog wymyśliła sobie, że nie dość, że mamy przychodzić przygotowani na zajęcia, to jeszcze mamy mieć extra assignment pt. przeczytaj książkę o sławnej osobie, która zachorowała na coś poważnego i przeżyła, a potem napisała o tym książkę i zrób o tym prezentację, coby reszcie owieczek przybliżyć historię. Super, tylko że nie mamy czasu czytać książek na przedmioty medyczne, a na fakultet mamy to robić?

Wszyscy teraz fioła dostają i nagle zapisują się na koła naukowe, zgromadzenia międzynarodowych studentów, prace badawcze, etc. Kolega z grupy przed dyżurem w szpitalu zaczął czytać książkę o tym jak egzaminować pacjenta. Powiedziałam mu daj sobie spokój i uważaj na zajęciach zamiast marnować czas na coś, co i tak Ci się nie przyda, bo w szpitalu co najwyżej dadzą Ci umyć przywiezionego spod mostu żula i o badaniu kogokolwiek możesz zapomnieć skoro nie masz o tym zielonego pojęcia, to nie uwierzył. Po weekendzie wrócił z dyżurów i co? Było jak mówiłam. Bez sensu ten przedwczesny szał kukusi. Chyba, że to ja jestem jakaś oporna, bo za wszelką cenę nie chcę dać się zaciągnąć na dyżur, kiedy znajomi lekarze gorąco namawiają. Uważam, że to jeszcze za wcześnie i miło byłoby, gdybyśmy najpierw liznęli trochę przedmiotów kierunkowych, a potem wybrali się do szpitala. Moim zdaniem głupio jest słuchać czegoś, o czym nie ma się bladego pojęcia. Chcę korzystać z wolności ile wlezie, kiedyś szpitala będę miała zapewne dość. xd Żeby nie było tak dramatycznie; zapisałam się na koło z chirurgii plastycznej.

Propedeutykę stomy i zdrowie publiczne mam za sobą, UFFF!

wtorek, 25 listopada 2014

Autopsy & Mockingjay

Kilka dni temu miałam zaszczyt uczestniczyć w autopsji. Dość czynnie, ponieważ do krojenia wyrwałam się jak głodny po muffina. Piłowanie czaszki zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Mózg w środku rzeczywiście wyglądał jak w atlasie, nawet rozpoznałam lateral ventricle, w dotyku miękki, wydawał się jak marshmallow. Otwieranie klatki piersiowej i trzask rozcinanych żeber, to drugie wow z mojej strony. Na koniec widok wyrywanej tchawicy z wiszącymi poniżej płucami, a przełykiem i językiem powyżej - to mnie trochę przeraziło. Potem rozcinałam serce, oglądaliśmy tętnice, które po opłukaniu są żółte niczym ropa *.* Nerki, płuca i wątroba po rozcięciu ociekały krwią. Przy opróżnianiu woreczka żółciowego musieliśmy się obrócić na wypadek, gdyby zawartość miała strzelić komuś do oka, co oślepia. Po wyciągnięciu wszystkich wnętrzności klatka piersiowa wygląda bardzo okazale. Wydawała się być wyrzeźbiona.

Mężczyzna, którego mieliśmy na autopsji miał obtłuszczoną wątrobę, krew w żołądku i jelitach, nazbyt dużo krwi w płucach, ładne tętnice i przełyk, prawdopodobnie żółtaczkę i zmiany w mięśniu sercowym, co wstępnie świadczyło o zawale. Nic o nim nie było wiadomo, rzekomo 5 dni gdzieś leżał (raczej w domu, bo był zadbany; ładnie podgolony, miał poobcinane paznokcie), ledwo został przywieziony do szpitala i tuż przed zrobieniem badań zszedł. Miał 42 lata.

Doktor, z którym mieliśmy autopsję postanowił jeszcze pooglądać jądra. Panowie przechodzili bardzo ciężkie chwile w momencie ich przecinania. :D



Byłam na maratonie Hunger Games, obejrzałam premierę Mockingjaya i powiem Wam, że jak czytałam książkę, to byłam bardziej niż pewna, że piosenka o wisielcach, którą śpiewała Katniss, będzie sucharem. Mocno się zdziwiłam. Nie mogę przestać tego słuchać. W kinie płakałam wiele razy. Zwłaszcza, kiedy lud szedł zniszczyć tamę i śpiewali. Myślę, że Igrzyska Śmierci to mój drugi Harry Potter, z tą różnicą, że HP nie był aż tak wzruszający. Możliwe, że próbuję przyrównać Igrzyska do sytuacji pewnych państw i wydarzeń historycznych. Cały czas stawiam się obok głównych bohaterów, co najmniej jakby dotyczyła mnie fabuła. Mam chłopaka, który zachowuje się jak Peeta, kiedyś całkiem dobrze strzelałam z łuku, w Stanach jeździłam na zawody i zajmowałam naprawdę wysokie miejsca; szukam podobieństw. Podczas oglądania przy zbliżeniach na strzały Katniss czułam przyspieszone bicie serca, jakbym to ja miała zaraz strzelać. Mam wrażenie, że czasami jestem zbyt emocjonalna. Też tak macie, że czujecie się częścią jakichś filmów/książek?

czwartek, 20 listopada 2014

Chińska korespondencja

Patofizjologię zdałam na 4, a szansę z mikrobiologii na średnia 4,8 i zwolnienie z egzaminu zabrało mi kolokwium pt. "wybierz bardziej zła odpowiedź, bo jest ich kilka."

Na Wielkanoc polecę do Chin. Fajnie, lubię Shanghai. Aktualnke jestem na etapie korespondencji z dyrektorem pewnej fabryki, tato wykorzystuje mnie jako tłumacza języka technicznego, a Chińczyk w oficjalnej korespondencji wysyła emotki i zapytania o moje zdjęcia. Aż mi wstyd przed dyrektorami ojca firmy, do których to też przychodzi w przekierowaniu.

Kilka dni temu zrobiłam ogromne zakupy. Poziom zadowolenia z życia podskoczył na kolor platynowy, a grubość portfela zapadła się pod wpływem zbyt drastycznie obniżonego ciśnienia. I'm broke. [*]

sobota, 15 listopada 2014

Urinary tract infection

Przed kołem z patofizjologii prowadzący zrobił nam jeszcze zajęcia, coby czasu za dużo nie tracić. Zabawna sytuacja miała miejsce (rozmawiając o układzie moczowym):

Doctor: Is UTI frequently met in males?
Matt: Yeah, I think so, why not.
D: Really? Do you have UTI?
M: No, I don't.
D: I don't have either. *talking to Aaron* Do you have UTI?
A: No.
D: See? It's not that frequent.

Potem na propedeutyce stomatologii mieliśmy zajęcia o deformacjach żuchwy. Prowadzący pokazywał ludzi przed i po leczeniu, co szczerze powiedziawszy było bardzo interesujące. Nawet zarzucił historyczną ciekawostką, że Habsburgowie mieli ten problem. Siedzieliśmy grzecznie i patrzyliśmy na wyświetlane slajdy, aż w pewnym momencie nasze oczy ujrzały chłopaka, który przed operacją był średnio urodziwy, a po stał się całkiem przystojny. Śmiechy poszły, że Kathrina prosi prowadzącego o namiary do pacjenta. :-D Kilkanaście slajdów dalej była ta sama sytuacja tylko, że z panią i sam prowadzący spytał czy panowie nie chcą numeru, na co Alex odpowiedział, że nie, bo po co narażać dzieci na chorobę genetyczną. xD

środa, 12 listopada 2014

Prokrastynacja

Prokrastynacja - jedno słowo, a tyyyle tłumaczy. W piątek będę płakać bardzo mocno. Nadal nie umiem nic na patofizjologię. Znajomość tego, że:
  • hypoxia to niedobór tlenu w tkance, 
  • hypoxemia niedobór tlenu we krwi tętniczej, 
  • hypercarbia to zbyt dużo dwutlenku węgla, a 
  • hypocarbia to zbyt mało,
  • restrictive pulmonary diseases - to takie, gdzie nie można całkowicie wciągnąć powietrza,
  • obstructive - nie można całkowicie wypuścić powietrza,
  • jeżeli pH zmienia się odwrotnie do CO2, tzn, że to respiratory cause -> respiratory acidosis [metabolic compensation]
  • jeżeli pH i CO2 się obniżają, tzn. że to metabolic acidosis [metabolic cause]
  • jeżeli pH i HCO3- spadają, a CO2 rośnie, tzn. że jest to mixed resp. metabol. acidosis
niestety jest zbyt mała by zdać koło, na którym będzie 100 pytań. ;x

Chyba jestem szalona, wiecie? Mam zmiar zrobić w tym semestrze 90h fakultetów, coby w następnym móc się skupić tylko na 5 egzaminach w sesji i przepisać 20h na następny rok. Ambitnie, wiem. W międzyczasie jeszcze trochę pracuję, bo przecież na wakacje chcę jechać za swoje, a dolary same się nie namnożą. Miałam jechać na święta i sylwestra, ale ofc hotel, który sobie upatrzyłam już jest cały zabukowany. Ktoś powie, że są inne; owszem są, ale ja chcę sprawdzić ten jeden jedyny, dawno upatrzony. Już i tak byłam w tym kraju, więc mogę rzec, że jadę tam dla hotelu. Jest to też względnie blisko, co stanowi plus przy braku czasu. Dodatkowo nie chciałabym, aby ojciec tak szybko zorientował się, że mam swoje pieniądze, bo to rzecz jasna wywoła wielką awanturę i może tylko zaszkodzić, więc poczekam.

Te 7 tygodni pokazało mi, że zdecydowanie lepiej działam pod naporem czasu. Im mniej go mam, tym sprawniej wszystko załatwiam.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Nie wierzę w śmierć

Zawsze mam wrażenie, że nigdy nie reaguję prawidłowo na wiadomość o czyjejś śmierci. Zawsze włącza mi się pustka i ani nie jestem w stanie powiedzieć czegoś pocieszającego, ani konstruktywnie tego skomentować. Zwyczajnie to do mnie nie dociera i mam wrażenie, jakby ta osoba nadal gdzieś była, chodziła po ziemi i zwyczajnie egzystowała, bo przecież jej śmierci na własne oczy nie widziałam. Mam wrażenie, że takie osoby mimo wszystko zawsze będą dla mnie w jakiś sposób żywe, jakby miały kiedyś jeszcze raz przejść zaraz obok.

Czemu taki smutny wstęp? Dwa dni temu mój przyjaciel ze Stanów, z którym miałam angielski i historię, popełnił samobójstwo. Nie, nie był to chłopak typu emo. Wręcz przeciwnie. Gwiazda szkoły, futbolista z tytułem mistrza stanu w footballu amerykańskim, licznymi wyróżnieniami w baseballu i zasługami w szkole. Liceum skończył z paskiem, studiował farmację, pracował i uczył dzieci baseballa. No i bam, nie ma go. Miał 21 lat. Zostawił dziewczynę, z którą był ponad 4 lata, dwójkę rodzeństwa, rodziców oraz dziadków. Odszedł jako drugi, tuż po babci. "Fajny" prezent zrobił rodzinie na Halloween. Smutno mi, ale mimo wszystko po prostu nie wierzę, że go nie ma.

Próbuję skupić się na lipidach, ale coś czuję, że w środę położę to koło. Biochemio, sio!