sobota, 14 października 2017

[175] It's begun for the 5th time

Piąty rok zaczął się niezwykle lajtowo. Totalnie nie czuję stresu i uważam to za ogromną zmianę względem poprzednich lat. Jedynie "zaraz będziecie lekarzami" wzbudza niepokój i strach, bo wszyscy wciąż czujemy się jakbyśmy nadal byli na pierwszym roku. Nie wiem gdzie to tak szybko uciekło.

1. Medycyna rodzinna - porażka, nuda nuda nuda nuda. Niby każdy przychodzi z czymś innym, ale to wszystko jest jakieś takie suche. Natomiast wielki plus za brak nerwowości. Lekarze rodzinni są mocno wychillowani, a przynajmniej ci, na których trafiłam. :D

2. Urologia - spodobała mi się. Robienie cytoskopii wygląda trochę jak gra komputerowa, więc mogłabym "grać." :-D

3. Transplantologia - też ciekawe, choć gdyby ktoś spytał mnie co dokładnie jest tam ciekawego, to nie do końca byłabym w stanie jasno odpowiedzieć, haha.

4. Neurologia - mam dziwne przeczucie, że pierwsze zajęcia zrobiły fałszywie pozytywne wrażenie. Prowadząca była szalona, dużo było śmiechu, jeszcze więcej zostało w głowie. Tak ekspresywnego doktora już dawno nie widziałam, a żeby było śmieszniej pani doktor jest z tej starszej generacji. :)

5. Geriatria - echhhh.. jakoś to przejdę. (Tak wiem, poziom entuzjazmu powalający.)

6. Kardiologia - zakładałam, że te zajęcia będą dla mnie totalną klapą, ponieważ nie od dziś wiadomo, że z serca jestem totalnym kołkiem. A tu bum! Nagle zaczęłam wszystko słyszeć, EKG niespodziewanie przestało być zlepkiem załamanych linii. Udało mi się poprawnie zdiagnozować 3/4 pacjentów, gdzie reszta grupy miała z tym problem, więc uważam to za osobisty sukces roku 2017. :-D Z zajęć wyszłam napompowana jakbym co najmniej Nobla dostała.

7. Ginekologia - tutaj entuzjazm jest proporcjonalny do tego z geriatrii. Śmiesznie było, gdy prowadząca spytała czego chcielibyśmy się nauczyć. Odpowiedziała jej cisza. Zapytała znów czy jesteśmy zainteresowani ginekologią. Wszyscy jednogłośnie rzuciliśmy stanowcze NIE. xd Oczywiście jak to z moim szczęściem bywa, zajęcia znów mamy w szpitalu, w którym mocniej koszą, więc już chyba mogę się serdecznie pożegnać z szansą zwolnienia z egzaminu praktycznego.

Tak się cieszyłam, że zmienili nam plan i będę miała 5 tygodni wolnego w styczniu/lutym, jeśli uda się zrobić przedtermin z urologii, a tu się nagle okazało, że wspaniała uczelnia nie zawiodła pod względem burdelu jaki mają w papierach i jednak chirurgia dziecięca nie jest tam, gdzie być powinna, więc nici z cudownych wakacji, chlip chlip.

piątek, 6 października 2017

[174] Least expected

Żadna nowość, że gdzie się pojawię, tam zaraz jakieś zniszczenia, katastrofy środowiskowe i inne tragedie się dzieją. xD Długo zajęło mi planowanie tej fantastycznej wyprawy. Najpierw miałam lecieć przez Boston do Houston i stamtąd do Arizony, ale coś mi nie pasowało. Miesiąc później okazało się, że God bless whoever/whatever changed my mind, bo w Houston zrobiła się post-huraganowa powódź, a loty do Bostonu były z bliżej nieokreślonego powodu odwołane (kolega dwa dni czekał na wylot aż się zniecierpliwił i poleciał z innego państwa.) Później wymyśliłam sobie Miami i na tym stanęło, a skończyło się ucieczką na północ. Chyba pierwszy raz w historii dwa huragany miały szansę się złączyć, więc klap klap, wspaniały coincidence. :-D W czasie, gdy mój przyjaciel Kim Dzong Un informował o swojej "surprise package" przeznaczonej dla USA, byłam w Waszyngtonie i NY, także tylko czekałam aż rzeczywiście wyśle coś, wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to zrobił. xD Przepadła mi kupa lotów wewnątrz USA, potem upadła linia lotnicza, którą leciałam do Stanów, więc anulowali mi lot powrotny. Na sam koniec Ryanair zaczął świrować, a wcześniej zastanawiałam się czy nim nie lecieć. Przez to wszystko wydałam dodatkowe 5 tysięcy na nieprzewidziane nowe loty, wylądowałam w Kanadzie zupełnie wcześniej tego nie planując (tam też prawie nie dotarłam, bo lot z Arizony do LA opóźniał się z powodu zepsutego krzesła na pokładzie xD więc tylko czekałam aż nie wylecimy i będę musiała kupić kolejny bilet. :-DD) Mimo tych wszystkich zawirowań i straty pieniędzy, jakoś zupełnie bezstresowo to przeżyłam. Bez sensu było się denerwować, nerwami nic się nie zmieni, co najwyżej kolor swoich włosów na siwy. :-P Chyba mogę oficjalnie oznajmić, że osiągnęłam level pro w "miej wyjebane, a będzie Ci dane." Zaliczyłam każde wielkie miasto, poza San Francisco i Las Vegas (do którego prawie kupiłam bilet, ale nie podobały mi się godziny lotów, więc stwierdziłam, że nie będę się katować, zwłaszcza, że już tam wcześniej byłam) i co? Strzelanina w ten sam dzień, kiedy miałam tam być. xD

Jak wrażenia? Nieporównywalnie lepsze niż po moim pobycie w liceum. Pewnie bycie pełnoletnią, możliwość jeżdżenia własnym samochodem i inne tego typu dodatki, które dają niezależność miały tu ogromny wkład. Do tego poznałam strasznie dużo ludzi, o dziwo nie tych fałszywych, więc mam bardzo pozytywne wspomnienia. Chyba jednak nie będzie łatwo mi odciąć pępowiny od Ameryki, poznałam kogoś, kto zdaje się, że bardzo skutecznie będzie trzymał mnie blisko. Do tego stopnia blisko, że zastanawiam się nad przeniesieniem się na ostatni rok do tamtejszego med school. Heh, głupie wakacje, kto by pomyślał, nie?

Nowy Jork to smród, brud, malaria. Worki ze śmieciami leżą na chodnikach i nikomu to nie przeszkadza. Zalegają tak aż do 3-4 w nocy aż ich nie zabiorą. Miasto sponsorów (więcej sugar daddies do mnie nawijało niż równolatków, ech. Ale jak ktoś się chce ustawić, to gorąco polecam tę destynację. xD) Filadelfia jest w stylu NYC, ale bez tłumów i szału turystycznego. Śmieci na ulicy nie doświadczyłam. Baltimore to przemysłowe miasto. Waszyngton... Amerykanie mają zamiłowanie do zabudowań w stylu starożytnego Rzymu i Grecji. Przez pewien czas nie wiedziałam gdzie dokładnie jestem. Stany to czy nie Stany? Miami jak Miami, high life, szpan turystów w mustangach, miasto podrywu (nie żartuję, na trasie 800m pięciu facetów do mnie podbiło), Key West - słodkie miasteczko z plażą, brak pośpiechu, ręcznik, leżak i dużo sporych gadów. :-P LA stolicą bezdomnych zaraz po NY. Arizona jak Meksyk, moje ulubione 150 letnie kaktusy (Saguaro), skorpiony, węże, pustynia i góry. Dużo gór. Pochodziłam po szlakach, więc byłam w siódmym niebie. Kamieni co niemiara, więc props, bo uwielbiam. W Toronto na CN Tower zgadałam się z Koreanką z LA, też podróżowała sama, więc wspomogłyśmy się przy robieniu zdjęć. Jej siostra też kończy med school. Pobyt w Kanadzie jak najbardziej udany. Toronto to drugi Nowy Jork, ale czysty. Pogoda bardzo mi się udała. Dopiero po zarezerwowaniu biletów zorientowałam się, że zamarznę w ciuchach, które ze sobą miałam (przeskok z 40* do 19*), ale z uczelnianą bluża bez problemu dałam radę. Słonko ładnie świeciło. Casa Loma zrobił na mnie największe wrażenie, mieszkałabym. :-P

Wróciłam obładowana jak wielbłąd. O dziwo nie kupiłam NIC w VS. Za to wydałam fortunę w Halloween store, więc watch me, mam zamiar wygrać coś na uczelnianej imprezie. ;->

Nachodziłam się, że hej! Zamiast wypocząć na wakacjach, to wróciłam ultra zmęczona tą tułaczką. 1000 mil autem po Florydzie, 1250km na trasie Waszyngton -> Baltimore -> Waszyngton -> Baltimore -> Filadelfia -> Washington -> Baltimore -> Nowy Jork -> Baltimore. W Waszyngtonie zrobiliśmy 12km po dwóch muzeach, w NY podobnie. Pierwszy raz w życiu widziałam dinozaury. *.* Ale jak już zobaczyłam, to raz, a dobrze, od razu w dwóch różnych miastach, haha. Zaliczyłam 13 lotów (od razu przypomniały mi się zajęcia z radiologii i informacja, że każdy lot to tak jakbyśmy robili sobie RTG klatki piersiowej. :-P) Moje wspomnienia z 1,5 miesięcznej wyprawy to 21kg w walizce, 11kg w plecaku i 5kg personal item (nie pytajcie, hahaha) Każdemu kto mówił, że mam ciężki bagaż odpowiadałam "my memories are heavy." xD Przywiozłam dwa kaktusy (jeden dla mojego azjatyckiego soulmate i mam nadzieję, że ten kaktus niespodzianka okaże się być wcześniej wspomnianym Saguaro, niech się męczy z takim dziadem. Kliknijcie w link, to zobaczycie co to za monstrum.)

Ledwo co wylądowałam na swojej ziemi, a już musiałam oddać paszport, bo wiza do Chin jedzie się na tempie wyrobić. :-D Wiedziałam, że 2017 będzie pełen podróży. Plan na uczelni mam taki zajebisty, że będę miała 2,5 tygodnia wolnego na Boże Narodzenie, 2 tygodnie w styczniu i 3 tygodnie w lutym, BOZIU!! *.* Myślałam, że takie cuda są niemożliwe, ale jednak marzenia się spełniają. Tak więc zanosi się, że swoje urodziny, święta i sylwester spędzę w kraju 50-ciu stanów. Hrhrhr, ktoś mi tu obiecał spełnić marzenie jeżdżenia na łyżwach pod choinką Rockefellera...

PS. Z Toronto do Niemiec leciałam tym samym samolotem, co znajoma z grupy i nie wiedziałyśmy o swojej egzystencji aż do momentu, gdy odbierałyśmy torby, ECH. :-D Świat jest malutki.

PS.2 Zdjęcia wrzucę za jakiś czas jak już je ogarnę, bo nie jest łatwo przebrnąć przez 5 tysięcy zdjęć. :-o








niedziela, 10 września 2017

[173] Running away

Uciekłam przed Irmą, melduję się cała i zdrowa! :-P
Te wakacje okazały się jednak wakacjami życia, haha.
Mam nadzieje, że do października już żaden inny huragan nie będzie mnie gonił.

piątek, 18 sierpnia 2017

[172] Crush crush crush crush

Wypisz wymaluj moja mina, gdy podczas wyjścia ze znajomą spotkałam ex.
Zawsze jak wyjdę z domu, to spotykam kogoś kogo nie chcę.



Jego miny świetnie odzwierciedlają moje. xD


Z jakiegoś powodu długie włosy u Koreańców są takie ooooch. *.*
O strojach nie wspomnę. :-( Ktoś posiada maszynę cofającą w czasie?

Rozwalają mnie stroje Crown Prince'ów. <3
Jest postęp. W trakcie oglądania już jestem w stanie wyłapać niektóre słowa!
A niektóre już nawet rozumiem bez patrzenia na sub'y. *.*


Żeby nie było, że się opierdzielam. :-D


PS. Muszę się zacząć pakować, zaraz opuszczam Polszę.

wtorek, 1 sierpnia 2017

[171] Summer internship - week #3


OTOLARYNGOLOGIA

Dzień #11 - profesor wręczył nam papiery do wklepania w komputer i kazał z nimi iść do domu. xD

Dzień #12 - na odprawie przedstawił nas jako "panie doktor po 4 roku na staż przyszły", nie powiedział tego ani z przekąsem ani w chamski sposób, ale nazywanie nas doktorami po 4 roku, ugh.. wprawia mnie w niemałe zakłopotanie i zwyczajnie mi wstyd. Rozmawiałam ze znajomymi i u nich to też już dość częsty przypadek, że profesorowie z takimi tekstami wyskakują, masakra.

Błąkałam się między zabiegówką, pracownią endoskopową, a blokiem operacyjnym. Na bloku panie pielęgniarki jak zwykle miło warknęły kto my, ale niechęć im przeszła na odpowiedź, że profesor we własnej osobie nas wysłał. Na stole leżała czterolatka, akurat córka jednego z lekarzy w szpitalu, miała ucho operowane. Całkiem ciekawie ze względu na to, że lekarka prowadząca dała mi oglądać całe przedsięwzięcie przed mikroskop zaraz obok niej.

Jeszcze w ten dzień dostałam historię choroby do spisania z pacjentką i chyba przegięłam ze szczegółowością, bo lekarka, która zostawiła mnie u pacjenta mówiła, że tak ogólnie "z czym, choroby, zabiegi, leki", ale średnio to sobie wzięłam do serca i leciałam szczegółowo. Jak oddałam kartę, to tylko usłyszałam "wow, dzięki", no cóż. xD

Dzień #13 - znowu papiery do wklepywania w komputer, haha.

Dzień #14 - W zabiegówce jakaś pani stwierdziła, że sączki po korekcie przegrody nosowej same jej wypadły, bo ona wcale ich nie wyciągała. xD Lekarz kilkukrotnie mówił, że to nie jest możliwe, bo nie ma opcji, aby one same wypadły, na co ona oczywiście nadal uparcie twierdziła, że same się usunęły. :-D Później pozaglądałam do kilku nosów, uszu i gardeł, czyli dokładnie tak jak było na zajęciach, a na końcu zostałam puszczona do domu, bo czekaliśmy na pacjenta, który karetką miał przyjechać z miasta oddalonego 200km, ale nie wiadomo było kiedy dokładnie przyjedzie, więc profesor stwierdził, że nie ma sensu mnie trzymać, bo akurat na oddziale nudy jak na umieralni. xD W nagrodę dostałam kolejne papiery do wklepywania w komputer. *sigh*

Dzień #15 - Znowu operacja, kilkuletni chłopiec, usuwanie migdałka + w uszach coś nie halo. Grzebania przy migdale nie widziałam, bo niestety operacje na otolaryngologii nie są takie transparentne jak wszędzie indziej (poza okulistyką :D), ale w uszach znowu siedziałam na mikroskopie. To samo co u dziewczynki wcześniej, przecięcie błony bębenkowej i wyciąganie jakiegoś gluta zza niej. Trochę zabawnie, bo na operacji u dziewczynki lekarka mówiła, że to "typowo książkowy przypadek, nie zdarza się często!", a tu bum, dwa dni później to samo, chyba ją poniosło? :-D Po operacji znów biegałam między zabiegówką, a pracownią endoskopową i tak zleciało do pory obiadowej, akurat o dziwo dość sporo się działo.



Dwa tygodnie temu zaczęłam pisać z pierwszym Brytolem w swoim życiu, dziwne nie? Tak sami Kanadyjczycy i Amerykańce byli wokół, a tu bum niespodzianka. Oczywiście standardowa batalia pt. "mów do mnie po brytyjsku, a nie amerykańsku" się zaczęła. xD Trochę przerąbane mam, Amerykanie cisną mnie za używanie brytyjskich słów (przyzwyczajenie z ponad 10 lat nauki zanim wyjechałam do USA), a teraz Brytyjczyk ciśnie mnie za bycie niezdecydowaną, bo trochę mówię tak, trochę tak, trzymajcie mnie. *sigh* Wcześniej kłóciłam się z kumplem z Ameryki czy Math czy Maths jest poprawne, dwa dni temu moja najlepsza przyjaciółka z liceum wyśmiała mnie za używanie "garden" zamiast "lawn", teraz Brytyjczyk non stop ciśnie z czegoś typu moje humor/behavior kontra jego humour/behaviour albo lift/elevator. xd Na końcu powinnam do Australii wyjechać i wtedy dopiero byłoby wesoło. Chrzestna jak przyjechała stamtąd w zimę mnie odwiedzić, to do dzisiaj pryję na wspomnienie o tym, że oni tam mówią "kukumber" zamiast "kjukamber." XDDDD

 
To ja na następnej sesji. :DD

sobota, 22 lipca 2017

[170] Summer internship - week #2

Nie zabrałam się za pisanie zaraz po i teraz już z dużo nie napiszę w temacie, ALE..

Dzień #6 - opiekun praktyk tak zakręcony jak baranie rogi, bo przez tydzień nie zdążył zapamiętać naszych twarzy i w poniedziałek drugiego tygodnia znowu oprowadzał nas po oddziale jak pierwszego dnia, haha. <3

Dzień #7 - przyszedł młody chłopak (23 lata?), który 15 lat temu miał przeszczep wątroby. Jego stan super, żadnych zastrzeżeń, więc cudo. Przyszedł na płukanie czegoś co miał wszczepione w okolicy obojczyka, a co miało służyć do wszelakich wkłuć, aby mu rąk non stop nie dziabać. Co ciekawe, miał to wszczepione jakieś 5 lat temu i nadal hula. Najpierw lekarz, później pielęgniarka tłumaczyli nam, że do tego trzeba używać specjalnych igieł (było nawet przedstawienie całego zestawu), aby nie rozwalić silikonowej, samo-zaklejającej się membrany. Zabijcie mnie, ale po dwóch tygodniach już nie pamiętam jak się to ustrojstwo nazywało, shame on me. [*]

Dzień #8 - Pacjent z delirium tremens! Nie spodziewałam się, że szybko takiego ujrzę, a tu proszę. Mieliśmy dość długą pogadankę na temat jego leków i super anegdotki doktora, że dawki jakie on dostaje, a i tak na niego nie działają, nas wprowadziłyby w sen co najmniej na jeden semestr. xDD Pacjent oczywiście przywiązany do łóżka pasami, non stop majaczył coś pod nosem, nie sposób było zrozumieć co.

Dzień #9 - Raczej nic spektakularnego, kolejne tracheotomie, a podczas jednej z nich młodziutki rezydent (rocznik '90 <3) męczący nas ciekawymi pytaniami z farmy. Interakcje leków, czego z czym nie łączyć, a co się łączyć jednak da, jakie leki przeciwbólowe u kobiet w ciąży, czy pyralgina u dzieci jest używana, czy 16latek na anestezjologii to jeszcze dziecko, konkretne case studies pt. co zrobilibyśmy gdyby pacjent taki i taki miał to i to, etc. Sporo tego było - podobało mi się! :-)

Dzień #10 - tracheotomia wykonywana przez anestezjologów. Trochę inaczej to robią niż otolaryngolodzy, więc cudownie, że udało mi się podejrzeć jednych i drugich.



PS. Katedra z Onkologii jest chyba najbardziej ogarniętą katedrą z jaką przyjdzie nam obcować, bo... (uwaga, uwaga!) kilka dni temu na stronie uczelni umieszczono informacje o dacie egzaminu w czerwcu 2018r!! xD Jestem w szoku. Jak nie moja Alma Mater, przecież tu wszystko jest maksymalnie NIEzorganizowane.

PS2. Jako że dziś  są urodziny mojego padre i jednocześnie rocznica zaskakującego poznania gościa podczas jazdy autem po mieście, to żeby tradycji stało się zadość, czekam aż znów coś dziwnego się dziś wydarzy, bo to już tradycja, że jak coś się dzieje, to wszystko na jednej kupie. :-D Okazji będzie sporo, bo akurat idę na mecz footballu amerykańskiego, omomom.



Też tak macie, że pewne piosenki kojarzą Wam się z konkretną osobą?

sobota, 8 lipca 2017

[169] Summer internship - week #1


ANTESTEZJOLOGIA I INTENSYWNA TERAPIA

Dzień #1 - W pierwszym dniu wrażenia miałam niezapomniane. Opiekun praktyk powiedział, że na oddziale jest tak dużo roboty, że na pewno znajdziemy coś dla siebie, a tak w ogóle to dobrze by było, gdybyśmy się przyczepili pielęgniarek, bo one nam dużo pokażą. xD Po czwartym roku do pielęgniarek być spychanym - miód malina. <3 Summa summarum wylądowałam na interwencyjnym, do 11 nic się nie działo, a później jak się ruszyło, to wszystko na raz. Najpierw starszy pan na neurologii zaczął być poważnie niewydolny oddechowo. Na oddziale nie zastaliśmy lekarza prowadzącego, bo operował, dyżurny nie miał zielonego pojęcia na temat stanu pacjenta i ogólnie jeden wielki burdel, bo ci z góry spychali odpowiedzialność podjęcia decyzji czy pacjent jest rokujący czy nie, niżej na lekarza dyżurnego, który w tym samym czasie miał pilne wezwanie na SOR. xD Potem było wezwanie na kardiologię, gdzie trzech pacjentów miało zakładane wkłucie centralne, pani doktor fajnie się odnalazła w roli nauczyciela, więc byłam zadowolona. :) I takim sposobem nie wiadomo gdzie na zegarze zrobiła się 14:30, a miałam takie bogate plany, aby się zmyć o 12, haha.

Dzień #2 - Zamelinowałam się na dziecięcym, gdzie bardzo pomocna pielęgniarka wzięła mnie pod skrzydło. Nawet próbowała wcisnąć mnie pod nos pani kierownik oddziału, ale ta stwierdziła, że "hehe, tyle mają roboty, że nie da rady się studentami zajmować, a tak w ogólne to ona w wakacje na studiach pracowała jako pielęgniarka, więc dobrze mi zrobi dogłębne zapoznanie się z pracą pielęgniarek skoro za niedługo będę im patrzeć na ręce", ale po tym stwierdzeniu jednak wzięła mnie od łóżka do łóżka i zaczęła opowiadać co, kto, z kim, z czym i ile leży. Pokazała jak kilka maszyn działa, a tłumaczenie tego było naprawdę wyczerpujące.

Tuż przed godzinami odwiedzin wyszłam na korytarz, a tam już czekali rodzice jednego z bubuniów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że po zaglądnięciu do środka przez moje ramię, mama dziecka odezwała się z ulgą do męża: "Żyje! Rusza ręką." Myślałam, że wmuruje mnie wtedy w ziemię. Wiedziałam, że ten oddział to nie hop siup, wiedziałam, że śmierć tu nie jest niczym nadzwyczajnym, miałam świadomość, że rodzice są w okropnej sytuacji, ale nie miałam pojęcia, że codzienna wizyta na oddziale wiąże się z brakiem pewności czy aby na pewno dzieciak nadal żyje. Tra-ge-dia.

Dzień #3 - Wiekopomna chwila, opiekun praktyk we własnej osobie wziął nas w podróż po oddziale. Zaprowadził do sali neurologicznej, omawiał każdy przypadek, przy okazji nadzorując pracę rezydentów. Trochę pytań rzucił w eter, siary nie było, poodpowiadaliśmy. Lekkie schody zaczęły się przy gazometrii, ale koniec końców wybrnęliśmy zwycięsko. :-D Na sali leżała starsza pani po wypadku, mężczyzna w średnim wieku z udarem, dwóch młodych panów po wypadku i jakiś trzeci, którego nie omawialiśmy. Starsza pani została popchnięta lusterkiem przez samochód i gdyby nie to, że ma grubo ponad 80 lat, to pewnie nic poza otarciami by z tego nie wyszło, ale u niej niestety po upadku jest kilka złamań, krwiak i coś jeszcze, czego ofc nie zapamiętałam. U pana z udarem jest nadzwyczaj dobrze, jest w stanie połykać, kontaktuje, porozumiewa się za pomocą alfabetu naklejonego na okładkę zeszytu. Jeden z młodych panów już od trzech miesięcy leży na oddziale, żona już w wysokiej ciąży przychodzi i opowiada jak było na wizycie u ginekologa, co widziała na USG - strasznie wzruszające. :( U drugiego młodego pana oglądaliśmy TK głowy, tydzień po tygodniu od wypadku, później po miesiącu i dwóch. Trochę duma mnie rozpierała, bo nawet wiedziałam, co widziałam! :D Smutne jednak były konsultacje neurologiczne "nie przewiduje się poprawy."

Dzień #4 - Otwierali pacjentowi brzuch na sali i wszystko byłoby super, gdyby nie to, że "trójka studentów zostaje, reszta out", więc za dużo nie mam do opowiadania. xD

Dzień #5 - Tracheotomia. Pacjent, którego w dniu #1 przywieźliśmy z kardiologii. Przyszedł adiunkt, który podpisuje nam indeksy i dziękowałam szczęściu za maseczkę na nosie, bo miałam dziwne przeczucie, że pamiętałby mnie po tym jak po oddaniu egzaminu zaczął zagadywać o "zadziwiająco wysokim poziomie przygotowania studentów." xd Przyszedł z dwoma żółtodziobami, którzy strzelam, że byli po pierwszym, góra drugim roku. Nie mieli zielonego pojęcia o tym jak się myć do zabiegu (wejście na salę z rękami w dół <3), uczył ich jak zakładać rękawiczki, przy zabiegu wszystko pięknie tłumaczył, nie krzyczał jak chłopak, któremu dał szyć super extra ultra mocno marnował nici (zostawiał sto pięćdziesiąt kilometrów nieużytej długości), no ale to były dzieci jego znajomych, więc nie ma się co cierpliwości dziwić. :-P Trochę szkoda było mi chłopaków, bo tak im się ręce trzęsły przy szyciu, że aż obróciłam się w drugą stronę. Nic dziwnego w sumie, gapiło się na nich dwóch anestezjologów, trzech studentów i pielęgniarka. xD

Jeszcze spore miałam zdziwienie stojąc na korytarzu, omawiając czyjś przypadek, nasz opiekun nagle rzekł: "o! nasi transplantolodzy idą!" Kątem oka zobaczyłam dwóch facetów, dwie babki, no spoko, idziemy omawiać przypadek dziadka po transplantacji wątroby. Nagle ni stąd ni zowąd oświeciło mnie, że ten "opalony ziomek, który tak zjarany pewnie z wakacji właśnie wrócił", to mój kolega z roku. xD Nie ma to jak się dobrze wkręcić na odpowiedni oddział do odbycia praktyk z chirurgi, zazdro total!

piątek, 30 czerwca 2017

[168] 4th year - complete

Nie wiem kiedy ten rok minął, ale był on najszybszy w ciągu całych studiów. I najbardziej lajtowy, jeśli chodzi o naukę, co niekoniecznie dobrze wpłynęło na poziom mojej wiedzy. :-P Bez bata nad głową niespecjalnie potrafię sama zmusić się do nauki, więc uczyłam się tylko wtedy, kiedy trzeba było. Wiem, mało ambitnie, ale siła wyższa. Ironią losu jest to, że w zimę najmocniej przysiadłam do zakazów, a i tak nie zdałam ich w pierwszym terminie. xD Za to właśnie serdecznie nienawidzę egzaminów ustnych; za dużo tam czynników poza wiedzą, które wpływają nie dość, że na ocenę, to jeszcze na sam fakt czy się w ogóle zda. xd Nie wspomnę nawet o szczęściu i osobnikach, które uczyły się kilka godzin, a zdały na 4,5, bo akurat wylosowały pytania z tzw. common knowledge albo akurat to, co przeglądali.

Znów zrobiłam godziny faków do przodu, więc za rok będę mieć chyba tylko 20h? ;o Trochę lipa, bo już upatrzyłam sobie fakultet z 30h, który przyda się do egzaminu końcowego i albo będę chodziła za kogoś albo na listę się nie wpiszę, bo muszę być tam koniecznie, a nie będę extra tysiaka płacić za dodatkowego ECTSa.

Wiecie co? W tym roku było wszystko fajnie, ale praktyki to jest jakiś ultra słaby żart. Anestezjologia jak anestezjologia, nie mam nad czym płakać, ale chirurgia... uwaga uwaga: wylądowałam na oddziale otolaryngologii, chryste, trzymajcie mnie. xd Najgorszy przedmiot w tym roku, najnudniejszy z możliwych, tak się cieszyłam, że po egzaminie mam już go za sobą, a tu taki uj. Za jakie grzechy? ;< Podczas zajęć byłam na trzech operacjach i kilku zabiegach, i za dużo to tam nie zobaczę. Ech, a miało być tak pięknie, wpisana byłam na naczyniówkę i dziwkanat zrobił jakiś słaby szacher macher i proszę bardzo. Teraz będę odprawiała wszelkiego rodzaju modły, razem z zaklinaniem deszczu żeby się nade mną zmiłowali i puścili szybciej. Tra-ge-dia.




A tu proszę, macie mojego męża. :-D

sobota, 17 czerwca 2017

[167] I'm bursting with pride

Nie wiem jak to zrobiłam, ale farmę kliniczną, z której uwielbiają stawiać warunki, zdałam. <3 Co prawda nie wiem na ile punktów, ale sam fakt jest wystarczająco zadowalający. Tylko dwa egzaminy zostały, więc tak jakby ósmy semestr jest już over, hrhrhr. Strasznie szybko przeleciał ten rok i jest to przerażające, bo jak piąty przeleci równie szybko, to w mgnieniu oka obudzę się na szóstym, a później to już lekarzem niby będę. xd Szczerze powiem, że medycyna mogłaby trwać 10 lat, może wtedy nie trzęsłabym portkami przed zbliżającą się odpowiedzialnością? :P

Najnudniejszy przedmiot 4 roku? Farmakologia kliniczna. Najnudniejszy przedmiot kliniczny? Otolaryngologia. Medycyny paliatywnej nie liczę, bo mieliśmy z tego tylko trzy zajęcia, więc dało się zapomnieć o istnieniu czegoś takiego.

Na gastroenterologii mieliśmy super profesor. Z wyglądu jak nie lekarka, ale na pieczątce trzy specjalizacje, profesura.. :-D Pomijając fakt, że natrafiliśmy na wielu pacjentów udawaczy pt. "boli mnie tu, ale nie opiszę jak ten ból wygląda", to zajęcia były całkiem ciekawe. Jedna z tych specjalizacji, która mnie nie odpycha na dzień dobry.


W ogóle duma mnie rozpiera, ponieważ moja najmłodsza uczennica, którą mam pod skrzydłami od końca jej podstawówki i przez to czuję się jakby to było trochę moje dziecko, pisała w tym roku egzamin gimnazjalny i napisała go na maksa. Kiedy wczoraj zadzwoniła z wynikami, to było takie aww, totalnie się nie spodziewałam, myślałam, że powie mi dopiero w poniedziałek jak się spotkamy. Ona jest chodzącym uosobieniem mojego sukcesu pedagogicznego. Kiedy zaczęłam mieć z nią zajęcia, była totalnie zamknięta w sobie, nie chciała rozmawiać, gdy odpowiadała robiła to bardzo lakonicznie, ciężko było cokolwiek z niej wyciągnąć, była strasznie roztrzepana, o niczym nie pamiętała, tak zwany Ordnung był jej totalnie obcy, w sklepie brała coś z półki, odkładała to kilka alejek dalej, zajęcia potrafiła odwoływać w tym samym dniu, a teraz? Teraz jest wszystko na odwrót. Ojca poucza, że "tato nie można odwoływać zajęć tak na ostatni moment", kiedy na przestrzeni tych lat zmniejszyła nam się częstotliwość zajęć z 3x w tygodniu po 2h do 2x po 2h, a teraz do 1x po 2h, mówi, że zajęcia raz w tygodniu powodują u niej uczucie jakbyśmy się nie widziały sto lat. <3 Kiedy przychodzi temat mojego ukończenia studiów pyta czy jak już będę lekarzem, to nadal ją będę uczyła, czy przyjdę na jej zakończenie szkoły i czy jak już kiedyś będę wychodzić za mąż, to czy zaproszę ją na ślub, to takie urocze. Mimo sporej różnicy wieku między nami, przez ten ogrom czasu jaki ze sobą spędziłyśmy, wytworzyło się coś, co idealnie odzwierciedla się w adresowaniu jej jako mojej siostro/córko/uczennico/przyjaciółki. :-) Podejrzewam, że na to wszystko miała też wpływ jej sytuacja, bo rodzice rozwiedli się w najgorszym dla niej momencie (akurat lekko przed tym jak nasze ścieżki się spotkały) i te sześć wspólnych godzin tygodniowo były wypełnieniem tego, co normalnie spędziłaby sama bez nadzoru i bez słowa przewodnictwa.

sobota, 10 czerwca 2017

[166] Very important!

Attention attention, Attenzione itd.

Z racji, że sesja w pełni,
SZUKAM SUPER SERIALU.


Wymogi są następujące:
  • klimat ŚREDNIOWIECZA
  • MAGIA, SMOKI - bardzo mile widziane. :D

Grę o tron, Legend of the Seeker i Merlina już przerobiłam. Vikingów też.

Jest coś jeszcze warte zmarnowania czasu w tym klimacie o czym istnieniu nie mam pojęcia? :(((


Z braku laku filmy też przygarnę. ;-(


niedziela, 4 czerwca 2017

[165] Least expected

The best happens when least expected.


To, że jestem masterem od rzeczy niemożliwych i co najmniej dziwnych, nie jest niczym nowym, ale natężenie takich sytuacji jest coraz większe, bo dosłownie codziennie coś się dzieje. Kilka dni temu wracałam z uczelni, dwóch facetów jechało za mną i na światłach stanęli obok, kierowca zaczął na mnie chrząkać, jego pasażer "podjedź bliżej, pewnie nie słyszy." xDD Nie zdziwiłabym się, gdyby takie coś leciało z jakiejś starej bmki, ale to byli faceci 30+ w aucie tej samej klasy, co mój. [*] Dwa dni później miałam korki z uczennicą akurat w galerii handlowej, bo poszłyśmy tam na pychota śniadanie i po półtorej godziny dosiadł się do nas jakiś gość, który był takim wrzodem na dupie, że aż ciężko to jakkolwiek opisać. Pytał czy może się dosiąść, bo nie lubi jeść sam, mówimy mu, że nie bardzo, bo się uczymy, a on, że nie będzie przeszkadzał i tylko na dwie minuty. Dwie minuty zamieniły się w godzinę. Jeszcze, gdyby siedział z nami cicho i jadł, to ok, ale on non stop kłapał dziobem, więc ani ja ani uczennica nie mogłyśmy się skupić. Gość ewidentnie przyszedł na podryw i pokłony dla niego aż po samą ziemię za odwagę, bo teraz to się podkula ogon pod siebie, a potem szuka szczęścia na Spotted, ale mógł to inaczej rozwiązać, nie musiał marnować nam godziny, która miała być przeznaczona na sobotnią naukę. Jego teksty były powalające. Ucinałyśmy rozmowę jak tylko się dało, a on nadal swoje. "Mam siostrę, wiem jak rozmawiać z kobietami. Macie rodzeństwo?", "Jakim jednym słowem byście się opisały? Ja siebie opisałbym PRZEBOJOWY." W pewnej chwili zdrzaźnił mnie, więc powiedziałam mu, że ten przebojowy możesz sobie zamienić na wkurwiający, a on nadal niezrażony kontynuował swoje wodospady pytań. xD Uczennica zaczęła mi pokazywać tematy, które ma przygotować, zapytałam na kiedy to ma, a nasz "kolega", kiedy usłyszał, że na koniec czerwca, wyleciał z "to dobrze o Tobie świadczy, że przygotowujesz się z wyprzedzeniem. Jesteś dobrą uczennicą?" xDD Oczywiście niepytany musiał pochwalić się, że studiuje prawo, więc trochę śmiechu miałyśmy, że "wiadomo, tylko prawnicy z bomby się chwalą co robią." xD Dopiero pod koniec naszej cierpliwości zaczął przechodzić do rzeczy i spytał czy mam dużo fajnych chłopaków na medycynie (nie mogłam się powstrzymać i musiałam wylecieć z ripostą czy jest nimi zainteresowany :D) i czy wolna jestem. xd Innym razem siedziałam na ławce wraz ze swoją najmłodszą uczennicą i podszedł do mnie chłopak z kapslem po napoju, obróciłam go, a tam "lecisz na mnie?" xD

Ostatnio sami prawnicy spadają mi na głowę, czy mogę odebrać to jako znak, że pomysł o pójściu na prawo jest jednak dobry? :-D

Aaaa i żeby nie było za mało dziwnych akcji, to wczoraj gadałam sobie o pewnej osobie, z którą niezbyt chcę się widzieć i co? Ledwo zaczęłam temat, a zza zakrętu nagle jegomość wyjechał wprost na mnie. Litości.. :D W sumie to żałuję, że mu nie pomachałam, bo akurat minął lekko ponad rok od chwili, gdy atakował mnie z kilku nieznajomych numerów i po trzech latach braku kontaktu chyba jedyne czego tak naprawdę chciał się dowiedzieć, to gdzie mieszkam i czy nadal studiuję medycynę, bo cicho liczy na to, że jednak mi się w życiu nie powiedzie. <3 Mutti czasem mówi, że widzi go pod naszym domem na spacerkach z nowymi dupami albo jak przejeżdża i lampi się czy przypadkiem nie ma mojego auta, bo może akurat królewna przyjechała i podkuliła ogon, bo ze studiów nic nie wyszło. xD



piątek, 2 czerwca 2017

[164] Died too soon

Dwa dni przed egzaminem jeden z kolegów wziął, był i przedawkował. Teraz leży na sądówce. Nie wiem co mam powiedzieć, nie wiem jak to skomentować, jakoś to do mnie nie dociera, bo jeszcze w czwartek przyszedł do mojej grupy odrabiać pediatrię.

A radiologię ZDAŁAM, także hip hip hurra, prawdopodobnie (tfu tfu nie zapeszająć!) nie będę miała żadnych poprawek. :-D Jeszcze tylko zaliczenie z farmakologii klinicznej, która jest u nas wrzodem na dupie, egzamin z mojej znienawidzonej otolaryngologii i najulubieńszej sądówki <3, trzy ostatnie ćwiczenia z medycyny paliatywnej, otolaryngo i gastroentero i.... nie, wcale nie wakacje. Jeszcze praktyki... bleh.

PS. Książka z radiologii jest pierwszą, którą na tych studiach przeczytałam od deski do deski. ;o

PS2. Sny dwa dni po tym jak je miałam, spełniły się połowicznie. Jestem wiedźmą. xD




niedziela, 28 maja 2017

[163] Pediatric nephrology & hematology

Takiej prowadzącej to już dawno nie mieliśmy. Na dzień dobry zjeba za to, że nie przyszliśmy tydzień temu na zajęcia, nieważne że w naszym planie tych zajęć nie było. Później przywalała się o używanie telefonów podczas przerwy, bo "Wy nie umiecie bez nich żyć!", a na końcu nie pasowały jej nazwiska niektórych z nas. Oczywiście podpierdolek o brak wiedzy nie liczę, bo to tradycja. Wisienką na torcie była sytuacja, kiedy zjechała kogoś za napisanie beznadziejnej epikryzy ("bo tak się tego nie pisze!") po czym okazało się, że sama ją stworzyła. xDD
Przeanalizowaliśmy trochę prześwietleń, znów naoglądaliśmy się dializ (dołuje mnie to miejsce), zebraliśmy kilka wywiadów, nic nadzwyczajnego. Na końcu na zaliczenie dostaliśmy wyniki badań trzech pacjentów, jeden z nich z HUSem.

Na hematologii panuje dziwnie spokojna atmosfera. Do tej pory myślałam, że cały oddział będzie przygnębiony, smutny i umierający, a tymczasem lekarze są bardzo przyjemni, pielęgniarki też, dzieci żywotne, stresu i napięcia nie czuć, tak trochę domowo. Na pierwszych zajęciach poruszyliśmy temat honorowych dawców szpiku. W Europie najwięcej ludzi zarejestrowało się w Dojczlandzie (mniej więcej co dziesiąty obywatel), Polska też wypada całkiem spoko, bo mamy coś lekko ponad milion (1,2mln) zarejestrowanych, gdzie w Hiszpanii i Francji jest po 300,000, a już największą siarą świata są chyba Stany Zjednoczone, bo mając bodajże 320mln obywateli, zarejestrowanych mają tylko 10mln.
Przyglądaliśmy się ostatnio biopsji szpiku kilkuletniej dziewczynki, serducho mi pękało, bo nam bidula usnąć nie chciała. ;<

Totalnie nie idzie mi nauka na egzamin z radiologii (akurat jak prawie nigdy nie boli mnie głowa, tak wczoraj postanowiła tak boleć, że aż wymiotować mi się chciało, ale że jestem hero i unikam jakichkolwiek medykamentów, to się męczyłam cały dzień. :))) Żeby było śmieszniej mamy go 1-ego czerwca. To chyba będzie najbardziej zakręcony dzień dziecka mojego życia, bo z samego rana zajęcia na hematologii, na końcu kolokwium zaliczeniowe, a 2h później egzamin. Już widzę jak się przygotuję na zaliczenie, ehe.

Ten jak zwykle potrafi podnieść mnie na duchu. xd

Ostatnio taką krzywą akcje bym sobie zaserwowała, że nie mam pytań. Stare giełdy poprawiałam i wszystkie foty miałam zapisane na pulpicie żeby szybciej można było je zrzucić na e-maila. Pech chciał, że też na pulpicie gdzieś z boku mam zdjęcie klaty kolegi, nie wiem czemu akurat na pulpicie, ale whatever. Pokarało mnie za zaznaczenie "wszystko", bo tak sobie tą klatę razem z giełdami wysłałam na e-mail. Wszystko super ładnie pięknie, na uczelni zaczepił mnie gej z grupy i pyta czy mam te stare pytanka. Jako dobra dusza mówię mu, że mam i już prawie wysłałam te rozwiązane, ale wymiana spojrzeń z kumpelą rozwiała wątpliwości i jednak odpowiedzi nie dostał. Później ściągałam te zdjęcia z e-maila na telefon, wchodzę w galerię, a tam gdzieś pomiędzy zdjęciami kartek jakaś klata, a ja takie wtf...? Jak dobrze, że nie wysyłałam gejowi tego, bo nie dość, że się tniemy z racji, że to ciapaty Szwed (formacja, która obrzuca białych naokoło "ignorantami i rasistami" i to on mi kazał "do the reading" nt. plusów wynikających z przyjęcia tzw. "uchodźców"), to jeszcze by było, że specjalnie mu takie coś wysłałam żeby się z jego orientacji ponabijać. >.<

W ogóle po tym kolokwium zaliczeniowym z ginekologii lekki syf się zrobił, bo nasza czołowa prymuska dostała 3+ i był ryk i pisk, bo nie miałaby już szans na zwolnienie z egzaminu ustnego za rok (wymagana średnia z dwóch zaliczeniówek na 4,5) Tak więc poszła pozawracać dupę profesorowi, bo ona MUSI obejrzeć ten test. Okazało się, że wygrzebała gdzieś tego jednego punkta, który dawał jej 4, ale chryste, jak można być tak pazernym na oceny, które i tak kija odzwierciedlają. Mi by się czasu nie chciało marnować, ani sobie, ani profesorowi, bo wiadomo ile trwa ustawienie się w kolejce do niego, no ale cóż, takie zjawisko nie jest wcale rzadkie, ludzie zęby by sobie powybijali w walce o oceny. xd Takim oto sposobem mi też się wynik podniósł i mam piękne, i okrągłe 80%.






Od początku maja mam bardzo dziwne sny i jak niektóre już się pospełniały, tak czuję że druga część rychło wejdzie w życie.






wtorek, 23 maja 2017

[162] Gynecology

Hrhrhr, koło zaliczeniowe na 4 wywindowałam. Biorac pod uwagę moje tragiczne zaangażowanie w przygotowania, to całkiem zajebiście. :-D

niedziela, 7 maja 2017

[161] Forensic medicine - part infinity

Tydzień temu mieliśmy trzech facetów (samobójca, bezdomny i "domny", który wyglądał jak bezdomny. xd) Ironia losu chciała, że ten bezdomny na bezdomnego nie wyglądał, a ten "domny", którego znaleźli na posesji tuż przed jego domem chyba przez kilka lat prysznica nie widział, z włosów już mu się dredy porobiły, zaniedbana broda i brak zębów - standard. Do tego miał gips, który był tak usyfiony, że chyba nim w ziemi orał. Bielizny nie miał, dziury w skarpetach miał większe niż pozostałości po nich, nie wiem czemu z kickboxingiem mi się skojarzyło. xD Dwoma bezdomnymi mało się interesowałam, ponieważ uwagę przykuł samobójczy przypadek. Młody facet, z którym do tej pory wszystko było ok, ale w szpitalu dowiedział się, że ma cukrzycę, siekła go depresja i skoczył sobie z budynku. Co ciekawe na nadgarstku miał już ślad po cięciu, tyle że nóż był niezbyt ostry i nie doszedł do tętnicy, podobno bardzo klasyczny obraz. Z zewnątrz na ciele brak większych zmian, wszystko wyglądało cacy, poza krwią z uszu, nikt nie powiedziałby, że skakał. Po otworzeniu kilka złamań, a przyczyną zgonu było zachłyśnięcie się własną krwią.

Na ostatnich zajęciach mieliśmy w końcu pierwszą kobietę! Z bólem klatki piersiowej przyszła do najbliższej placówki medycznej i już z niej nie wyszła. Nie pamiętam dokładnie jaki był przebieg wydarzeń, ale chyba taki, że miała zawał, po czym pękł jej tętniak, rozerwało aortę i miała tamponadę serca (330ml, gdzie 150 już jest śmiertelne.) Drugi kejs to człowiek, który wypadł przez barierkę, spadł na schody, a potem jeszcze się przez nie przeturlał. Nabawił się przy tym przepukliny mosznowej, a rozmiar tego to 17cm na 12 czy jakoś tak, w każdym razie oooogromne. Kręgosłup w jakimś miejscu pękł (albo nawet dwóch), ale rdzeń kręgowy nie został przerwany. Generalnie gruchnął zdrowo, bo wszystko miał w kiepskim stanie. W ogóle w jednym z przypadków odkryliśmy, że "pacjent" miał tylko jedną nerkę. Brak jakichkolwiek blizn po operacji, więc taka uroda. Na początku myśleliśmy, że ją zgubiliśmy gdzieś po drodze.

Teraz czekam na dwie sekcje, które przyjadą zza granicy. Mam nadzieję, że będą w dniach, w których będę mogła się urwać z zajęć, bo nie wytrzymam, jeśli akurat terminy będą na dzień, w którym przypada mi coś, czego akurat nie da się odrobić. <beczy>

Fajny prokurator był ostatnio na sekcji, super ciekawe rzeczy opowiadał, prawo zaczęło mnie jeszcze bardziej interesować.. *.*



A tak poza tematem sądówkowym, to wiecie co? Transfering rzeczywistości jest naprawdę niesamowitą rzeczą. Aż buźka sama się cieszy. Połowa mojego życia składa się z łańcucha "spontanicznie coś piznę >> chwilę potem się to dzieje." Takim sposobem w super dziwnych okolicznościach poznałam swojego chłopaka, innego się pozbyłam, wylądowałam w Stanach w konkretnym stanie, na którym spontanicznie położyłam palucha na globusie, dostałam się na studia, na które kompletnie się nie wybierałam, niestety "uśmierciłam" psa i poznałam gościa podczas bezcelowej jazdy samochodem, 10 minut po tym jak stwierdziłam, że pojadę na rynek, bo może kogoś tam poznam, kilku innych ściągnęłam myślami i sami do mnie napisali, gdzie wydawałoby się, że "nie ma na to szans, bo..." Nie ma co oddawać swojego losu w ręce boga czy amuletów, sami jesteśmy w stanie wyszlifować swoje życie, wystarczy pozytywne myślenie i przekonanie o tym, że to co chcemy wcale nie jest niemożliwe, bo nie ma rzeczy niemożliwych. Tak samo jak nic nie dzieje się nadaremnie, choć często na początku ciężko dostrzec powód. :-)

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

[160] Angiology

Super prowadzący, aż szkoda, że tylko tyle tych zajęć było. Tylko raz udało mi się znaleźć tętno pod kolanem, brawo ja. xd Trochę przykry oddział, bo odniosłam wrażenie, że w sumie to niewiele da się zrobić i jeśli da, to nie wiadomo czy uda, a jeśli uda, to nie wiadomo czy nie będzie nawrotu w niedalekiej przyszłości. Stopy cukrzycowe, sporo pacjentów z amputowanymi obiema dolnymi kończynami, Bergery i DVT's, dużo by wymieniać. Najbardziej zapadła mi w pamięć pacjentka, która zdziwiona przyszła, że nogi jej okropnie spuchły. Po badaniu wyszło, że miała usuwane żylaki, dostała do noszenia pończochę uciskową, ale nosić nie lubi, więc nie nosi. No i zdziwiona, że nogi jak banie, trzymajcie mnie. XD Takich ludzi powinni wyrzucać ze szpitala, nie mam sił. Była też 17-latka, która po ciąży dostała zakrzepicy, szkoda mi jej było strasznie.

Maj będzie miesiącem egzaminów i zaliczeń, coś czuję, że będę się potykała na każdym jednym teście. xd Od czego by tu zacząć będąc w totalnej dupie...? :-D Od początku wydawałoby się najrozsądniej, ale gdzie był ten początek..

Wakacje chyba spędzę pod banderą United States of America, mam plany wrócenia do swojego high school, potem z najlepszą przyjaciółką zrobić road trip do Arizony, gdy będzie już jechała z powrotem do college'u, stamtąd na Florydę i rejs po Karaibach, mam nadzieję, że wszystko gładko pyknie. <3















Swoją drogą zaczynam powoli dostawać pierdolca od wszystkich naokoło, którzy sraki dostają o moją specjalizację. Wybrałaś w końcu? Ty się porządnie zastanów, to decyzja na całe życie! Nie chcę żebyś była rzeźnikiem, bądź doktorem! Blah blah blah.. Tak w ogóle to smutno mi na myśl, że jeszcze trochę i pomacham uczelni na do widzenia. Mogłabym być wieczną studentką. Teraz po głowie chodzi mi żeby w międzyczasie na prawo pójść, w Stanach taki tor jest coraz bardziej popularny, hm.. Tak w ogóle to popełniłam chyba dość spory błąd, bo z taką wredną buźką byłabym dobrym prokuratorem, a tu do pacjenta się odezwać nie można, bo zaraz sraka będzie, że ci bezczelni "służbiści zdrowotni" nie służą tylko odpyskowują jak się na nich frustracje wylewa, ech.



czwartek, 13 kwietnia 2017

[159] Silliness

Przejechałam się tramwajem. Nie ma rzeczy, która nakłoni mnie na przesiadkę do mpk. Pomijam smród, ścisk, opóźnienia, sapanie wiecznie niezadowolonych ludzi i patolę, którą nie stać na słuchawki, więc uraczają swoją żałosną muzyką wszystkich naokoło. Śmieszne jest to, że cebula jeździ publicznym środkiem komunikacji CODZIENNIE i nie zna podstawowych zasad pt. "najpierw się wysiada, potem wsiada" łamane na "zdejmij plecak, bo nikt nim po mordzie dostawać nie chce." Niektórzy ewidentnie mają mózg tylko i wyłącznie w celach czysto dekoracyjnych.


Na uczelni nic ciekawego. Tak mało mam zajęć, że jeszcze trochę, a zapomnę, że studiuję. xd

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

[158] Forensics - RTA

Coś mi musiało mocno w kopułę przygrzać, bo po całkowicie nieprzespanej nocy stwierdziłam, że a co tam, pójdę sobie na 6 rano na sądówkę. xd Jak pomyślałam, tak zrobiłam i nawet fajnie się stało, bo był pan po wypadku komunikacyjnym, gdzie sprawca uciekł, a pana znaleźli po jakimś czasie pewnie leżącego w rowie. Informacji na temat wypadku nie było żadnych, więc tak trochę w ciemno dziabaliśmy. Wszystko ładnie pięknie, ale sporo było w tym ortopedii, więc takiego skrętu kich dostawałam, że poemat. Technik łamał kostki obu nóg, a ja miałam wrażenie jakby moje się miały zaraz wyłamać. xd Do tego jeszcze ten trzeszczący płacz metalowego stołu, masakra. Żeby było śmieszniej, rozcinali kolana, co już totalnie mnie dobiło. Jak od dwóch tygodni mam spokój ze swoim co-jakiś-czas-bolącym kolanem, tak wtedy bolały mnie oba na raz. xD W bodajże prawym znaleźliśmy krew, więc wiązadła krzyżowe poszły. O dziwo miednica była cała, ale obie nogi w kilku miejscach połamane (jedna z kości piszczelowych złamała się w trzy części), do tego po lewej stronie żebra wbiły się w płuca i po tej stronie klatki piersiowej znaleźliśmy ponad 1,5 litra krwi.

sobota, 25 marca 2017

[157] Gynecology

34 latka z dwoma dużymi mięśniakami macicy. Profesor pokazuje nam zdjęcia USG i komentuje: "To cud, że facet sobie fiuta na tym nie połamał." xD

Moje zainteresowanie wzbudziła kobieta, która miała endometrium w drzewie oskrzelowym, a co za tym idzie oprócz normalnej miesiączki co miesiąc pluła krwią. Z takim mind fuckiem wyszłam z zajęć, że nie pytajcie.

wtorek, 14 marca 2017

[156] In love with Forensics

Trzy ciekawe przypadki. Chłopak po wypadku samochodowym, ochroniarz po gonitwie za złodziejem i ziomek, który ni stąd ni zowąd umarł w aucie. Osobiście zakochałam się w tym pierwszym. Na samym początku myślałam, że to gość +30, a nawet 40, a tu zonk, bo miał to rocznik '94 był. ;ooooo Taką miał spuchniętą twarz, że byłam prawie pewna, że to jakaś zachlajmorda, a tu po prostu powypadkowy gift. Trzy na cztery kończyny miały otwarte złamania. Z obu przedramion wychodziły kości (bodajże promieniowe), z prawej nogi udowa złamana w dwóch miejscach i kostka totalnie odłączona od ciała, więc gdy podniosłam nogę, ona została na stole. Trzymała się na kawałku mięsa, super widok omomom. Po otworzeniu klatki przywitały nas wszystkie połamane żebra (brak pasów), pęknięta w kilku miejscach wątroba, pęknięty kręgosłup i serce, które wyskoczyło z worka osierdziowego. Po dotknięciu głowy można byłoby stwierdzić, że gość miał czaszkę z puzzli. Wszystko się ruszało jak kra na wodzie, nos dokładnie tak samo. Po rozcięciu skóry kości wysypały się na stół, z mózgu zrobił się jeden wielki mikser (mieszanka mózgu z kawałkami czaszki.) Szczena też mu się nieźle zawinęła, bo górne ósemki było widać wywinięte na dole. :D W majtkach znaleźliśmy marysię, więc za miesiąc okaże się czy to był powód przez który zapragnął wyprzedzać na czołówkę z tirem. Z auta nic nie zostało, a jechał bardzo dobrym SUVem. Dzisiaj wygooglowałam ten wypadek i aż w szoku jestem, że gość dotarł do nas względnie w jednym kawałku, bo po oglądnięciu auta byłabym skłonna stwierdzić, że rozsypał się w mak.

Drugi przypadek to prawie 70-letni ochroniarz, który podczas gonienia złodzieja upadł i nie wstał. Podejrzenie zawału serca, ale trzeba było sprawdzić. Na ciele względnie brak siniaków, a po otwarciu klatki znaleźliśmy 1,5l krwi, porozrywane w trzech miejscach serce i jakiś gratis, o którym zapomniałam. Żeby było ciekawiej na mózgu znaleźliśmy jakiegoś guza, który na czaszce wyrobił kostniaka, ale cała ta niespodzianka nie dawała panu żadnych symptomów. Miało być krótko i łatwo, a się trochę sekcja skomplikowała. :P

Zwłoki znalezione w aucie nie były ciekawe. Jedynie na mózgu znaleźliśmy jakieś zmiany, ale to nic szczególnego. Żona mówiła, że trzy dni przed śmiercią mąż miał bóle głowy, więc była to pewnie robota zmian, które znaleźliśmy.

sobota, 11 marca 2017

[155] Stroke

Chirurgię znów mieliśmy z ostrą panią chirurg, więc na zajęciach był spokój święty i aż żałuję, że widzimy się tylko raz w tygodniu. Prowadząca jest bardzo rzeczowa, a sposób w jaki przerabia program jest tak przejrzysty, że byłaby w stanie przekonać mnie abym została chirurgiem. Duży plus, szkoda, że wszyscy tacy nie są. Opowiadała o 13 latku z udarem, ciekawy przypadek. Okazało się, że trenował sztuki walki, miał wypadek na treningu, obojczyk pękł i zrobił niewidzialne nacięcie na tętnicy, powoli powoli sobie kapało, robił się mini skrzep i po jakimś czasie sru, trafił do szpitala.

Na otolaryngologii rozmawialiśmy z pacjentem z vertigo i pacjentką po tyroidektomii, której uszkodzili oba reccurent laryngeal nerves i śledziliśmy cały 4 letni proces naprawiania jej stanu. Aż ciężko mi opisać tego typu pecha. xd

Na gineksach tak nas olali, że przez dwie godziny siedzieliśmy bezczynnie czekając na prowadzącego, który utknął na operacji. Odsyłani od lekarza do lekarza, gdy w końcu tego ostatniego znaleźć nie mogliśmy, bo zdał się zapaść gdzieś pod ziemię, stwierdziliśmy, że to chyba jednak bez sensu i poszliśmy sobie do domu. Dziwne to było, bo na oddziale praktycznie nic się nie działo oprócz tej operacji, na którą już nie mogliśmy się wbić, więc nie wiem z czego ten kołowrotek się zrobił.

W tym tygodniu czeka mnie rekord rekordów, chyba coś ponad 16,5h pracy wychodzi. ;o

Drugi raz w miesiącu odebrałam tajemniczą pocztę kwiatową. Fajne uczucie, ale ciekawość żywcem mnie za niedługo zeżre. :-D



niedziela, 5 marca 2017

[154] A lot going on

Na chirurgii przywitała nas pani chirurg, którą spotykając na ulicy, nie osądziłabym o bycie lekarzem, a co dopiero chirurgiem, no offense oczywiście. Żeby było śmieszniej, była jedną z najbardziej trzymających w ryzach prowadzących, więc ciapaki nie dość, że japy nie otwierały, to jeszcze niespecjalnie telefony wyciągali i nawet na myśl im nie przyszło żeby zacząć coś w ryju mielić. Coś pięknego! Szkoda tylko, że była na zastępstwie, bo normalnie opiekuje się tylko orgasmusami (czyt. Erasmusami) Oczywiście co kilkanaście minut, gdy nikt nie udzielał odpowiedzi na pytanie rzucone w eter, leciały komentarze "to przepraszam bardzo, na którym dokładnie roku jesteście?", kocham to. :D

Ogarnialiśmy przypadek faceta, któremu butla po winie pękła w dupsku. :)) Nawet śmieszne to było, bo opowieść o tym jak próbowali z powrotem składać butelkę, aby ocenić czy wszystkie kawałki znaleźli (bo ofc wszystko się porozpieprzało po całej jamie brzusznej) jakoś nie bardzo pomagała w utrzymaniu powagi. Jeszcze na dokładkę na koniec ziomek ostro się awanturował o to, że mu stomię zrobili zamiast walczyć o jego odbyt. xD Co z tego, że zrobił się z niego jeden wielki farfocel i z odbytem nie miał już zbyt wiele wspólnego.

Na radiologii mamy super fajną prowadzącą, więc raczej będę bardzo pozytywnie wspominała te zajęcia. Zaproponowała nam, abyśmy mieli podwójne klasy, to zamiast cały semestr chodzić na seminarki, pochodzimy tylko pół. BRILLIANT.

Mój tato chyba powoli przyswaja wiadomość o tym, że jego córcia rzeczywiście może nie być lekarzem tylko zostanie rzeźnikiem (tak, twierdzi, że na sądówce nie pracują lekarze, bo przecież oni nikogo nie leczą), więc to taki mały progres, bo do tej pory przez cztery lata było constant "nawet nie chcę o tym słyszeć!"

Na otolaryngologii też fajna prowadząca. Strasznie młodo wygląda i zastanawiam się ile jest od nas starsza, ale skoro nas uczy, to jakaś tam różnica jednak musi być.. Poszliśmy na salę operacyjną, jakaś pani z Meniere's disease miała intratympanic steroid injection, nic w sumie nie widziałam, ale i tak było ciekawie. xd Potem sami siebie badaliśmy, nawet na ochotnika dałam sobie grzebać w nosie, uszach i buzi, i w pewnej chwili tego pożałowałam jak mało delikatny kolega wepchnął mi rynoskop tak głęboko, że jeszcze trochę i w mózgu bym go poczuła. >.<''' Później było ultra wielkie struggle, bo zamiast dać nam otoskopy, to dostaliśmy same wzierniki i lampki na głowę, więc wyglądaliśmy trochę jak górnicy. :-D Oprócz śmiesznej aparycji, jeszcze śmieszniejsze było to jak nie mogliśmy skoordynować lampki zwisającej z głowy, z wziernikiem w ręku i polem widzenia, bo to wszystko jakoś średnio ze sobą chciało współpracować, mi ta "gumpia" lampka zasłaniała pole widzenia. ;< Potem robiliśmy przednie i tylne tamponady i chyba na tym skończyły się zajęcia.

A na ginekologii... prowadzący złoto. Taki piękny chłopak, że kisiel w gaciach. Tydzień temu go nie było, więc nie wiedzieliśmy co nas czeka. Przyszedł do nas i pyta czy jesteśmy ED grupa ta i ta, a my takie *.* taaaaaak... "No to dzień dobry, będę miał z Wami zajęcia." Też jakiś super młody, bo jedna pacjentka jak ordynatorowi mówiła kto jej ostatnio robił USG, powiedziała, że studenci. On tak na nas patrzy i mówi, że to raczej niemożliwe, musiał być jakiś lekarz. A ona mówi, że naprawdę studenci, ten pan w zielonym mi robił. A pan w zielonym to nasz seksi prowadzący, haha. <3 Widzieliśmy znów cesarkę, tylko że ta była bardziej dramatyczna, bo się na cztery ręce rwali z babki brzuchem. ;oooo A potem dwa łyżeczkowania, jedno u pani po 80tce, drugie u jakiejś młodszej. Masakra. Patrzyłam na to i mimo, że to tylko patrzenie, to bolało mnie jakbym sama tam leżała.

Nie wiem jak jest u Was, ale u mnie na gineksach to same hot dupeczki pracują. Zaczęłam się śmiać, że pójdę na ginekologię nie dlatego, że kocham kobiety, ciąże i dzieciaczki, tylko dla co-workerów. xd A i cały oddział wydaje się jakiś taki wyluzowany. Nawet piguły są miłe, a to jakiś cud.

sobota, 25 lutego 2017

[154] C-section

Widziałam cesarskie cięcie. Utwierdziłam się w przekonaniu, że jeśli coś mi kiedyś strzeli w łeb i zachcę mieć dzieci, to znajdę surogatkę. >.< Już nawet nie chcę wiedzieć jak wygląda poród naturalny, bo to dopiero będzie wykrzyknik po kropce nad i, którą jest cesarka.

Przed porodem byliśmy na sali operacyjnej przy majstrowaniu przy torbieli jajnika. Przyszedł profesor i kazał powiercić kamerą, więc mieliśmy przezajefajny widok na wątrobę i falciform ligament. Potem pogadaliśmy trochę o cyklu miesiączkowym i skompromitowaliśmy się odnośnie tego jak i kiedy hormony skaczą. xd Na do widzenia spotkałam łamacza wszystkich kobiecych serc na uczelni, przebierał się do zabiegu, więc w ogóle orgazm na miejscu, ale owłosiona klatka piersiowa ostudziła moją miłość. :-D

A na dokładkę żeby było śmiesznie znów spotkałam creepera, o którym pisałam w październiku. Chyba czas zapisać się na jakieś sztuki walki, bo to się zaczyna robić mało śmieszne. xd

środa, 22 lutego 2017

[153] I'm fricken happy - forensics

No i w końcu nadszedł ten dzień, sala sekcyjna na sądówce, bam! Na dzień dobry wisielec i dziadek, co mu się pod tramwaj na rowerze wpadło, potem spalony facet. Jakbym miała to wszystko opisać jednym słowem, to użyłabym słowa orgazm. :-D Beka trochę, bo na 40 osób tylko 5 stało przy stołach, a reszta stała po kątach z chusteczkami na nosach. Albo mi pierwszy nerw czaszkowy nie działa jak powinien albo oni wszyscy dla zasady się tak nakręcali, bo serio ani to nie było nic nowego, a do tego przecież częściej żywi ludzie w szpitalu walą gorzej niż to, co na autopsji mieliśmy. -.-'

Wisielec się na jakimś kabelku za klamkę powiesił. Trochę zastanawia mnie jak to ludzie robią, bo na klamce, to przecież można sobie wstać, odwiązać sznurek i cześć, nici z samobójstwa. Trzeba mieć bardzo silną wolę żeby jednak tego nie zrobić. xD Gość był dość mały i wszystko miał małe, niby logiczne, ale mózg jakiś taki się wydawał jak nie u dorosłego. W sumie nic ciekawego nie było poza tym, że superior horns of thyroid cartilage się "wzięły i złamały." Na stole już leżał poszyty, bo wcześniej wzięli go na organy i zabrali serducho na zastawki i oczy. Otwieramy powieki, a tam BUM, szkiełko i takie wtf?!

U dziadka było znacznie ciekawiej, bo po zderzeniu z tramwajem miał oczywiście pękniętą czachę i mimo, że trafił na stół i go trochę poskładali, to krwotoki załatwiły sprawę i baj baj. Takiego czerwono-czarno-niebieskiego mózgu jeszcze nie widziałam, aż zdjęcie chciałam zrobić, no ale ech.. :-( Pozostaje tylko bardzo mocno zakopać ten widok w pamięci. Oczywiście jak piłują czaszkę, to nie dość, że hałas jest wysoce irytujący, to zapach jak u dentysty, więc niespecjalnie mnie to cieszy i chyba jest to najgorsza część sekcji, bo trauma z dzieciństwa związana z dentystami jest nie do zniesienia. xD Konkurencyjną mało przyjemną sytuacją jest wbijanie strzykawki do oka i pobieranie płynu, tu się moja druga schiza odzywa (pozdrawiam jegomościa, który kiedyś spytał czy wolałabym przejechać sobie kartką po oku czy coś tam coś, od tamtej pory mam skręt kich.)

Co mnie zdziwiło to to, że porozcinane organy wrzucają do worka, a worek wsadzają w człowieka i mniemam, że go tam zaszywają. Muszę następnym razem spytać po co ten worek, bo na patomorfie się nie certolili i wrzucali do środka wszystko jak leciało bez żadnych worków. xd

Za tydzień będę cięła ja, hip hip hurra!

No, to by było chyba na tyle. Chaotyczny ten post, ale to przez nieopisaną radość. :-D <3

poniedziałek, 6 lutego 2017

[152] Countdown

Zmieniłam taktykę. Poszłam spać gdzieś o 22, elegancko wstałam o 3 i siadam do nauki. Przegapiłam SuperBowl, ale co tam, spało się słodko.

sobota, 4 lutego 2017

[151] Ortho exam

Z ortopedałów mam piąty najwyższy wynik na roku. Czemu przedmioty, które mnie nie interesują idą tak lekko? xd

środa, 1 lutego 2017

[150] Don't fuck with big brother's eye

Szwedzi (tj. Arabowie i inni kolorowi) to mistrzowie ściągania. Naprawdę nie ma na nich mocnych, zaczynając od tego, że nie dość, że zwalą, to jeszcze zdjęcia zrobią i urządzenia wykrywające electronic devices nie pomogą. ALE! Uczelnia znalazła na to w końcu sposób. xD Któryś z prowadzących zawsze siedzi na kamerach i publicznie upokarza każdego, kto tylko próbuje ściągać. Śmiechu przy tym co niemiara, bo na rzutnikach najpierw leci zoom na telefon (znajdą je wszędzie; piórniki, kieszenie, pod stołem, w ręce, między nogami, na stole) i legitymacje studencką, a zaraz potem na twarz oszusta. xD Beka jakiej mało, ale nagle wszyscy wyleczeni z krętactwa, bo Big Brother patrzy. :-DD BRILLIANT!!

wtorek, 31 stycznia 2017

[149] Anesthesiology exam

Nie wiem jakim cudem udało mi się wywindować tak wysoką ocenę z anestezjologii, ale przynajmniej w indeksie siary nie będzie. xD Zacznę się chyba coraz uważniej przyglądać zjawisku "uczę się mało - dostaję zajebistą ocenę, cisnę jak wół - ledwo zdaję lub wcale nie zdaje." U mnie to się chyba wiąże z przekombinowaniem, a jak mało wiem, to nie mam co kombinować, bo przecież i tak praktycznie nic nie wiem, więc najbardziej logiczne odpowiedzi lecą. xd

Coraz bliżej ferie, hip hip hurraaaaa.. :D

PS. Znów zaczęłam wydawać pieniądze. ^o)

sobota, 28 stycznia 2017

[148] Golden failures

Ku chwale sesji i stresom z nią związanych przypomniało mi się jak prowadzący z sądówki opowiedział jak kiedyś na egzaminie miał taką sytuację:

P: To co pobrałbyś z miejsca zdarzenia?
X: Spermę z podłogi.
P: A skąd wiedziałbyś, że to sperma?
X: Eee... spróbowałbym.


No po prostu GOLDEN. Prawie tak dobre jak ktoś kto na praktycznym z anato pęcherzyk żółciowy oznaczył jako penis. <3





środa, 18 stycznia 2017

[148] Nailed it

5 z zakazów! :D



- Pani dziecko pije mleko?
- Nie.
- A kakao?
- Tak.



- Choruje pani na choroby przewlekłe?
- Nie.
- Bierze pani na coś leki?
- Tak, na nadciśnienie.


<33

poniedziałek, 9 stycznia 2017

[146] Three sad stories

Przeprowadzaliśmy wywiad z super ekstra sympatyczną mamą. Zadowolona wyszłam z sali, uśmiech z buzi nie chciał zejść do momentu aż nie zdałam sobie sprawy z tego, że kobieta była zupełnie nieświadoma tego co ją czeka. 6 tygodniowe dziecko miało żółtaczkę i mama "wyczytała na internecie, że to nic aż tak poważnego", bo po operacji wszystko będzie ok. Szczegół taki, że owszem, będzie, ale dzidziuś za trzy lata i tak będzie miał mieć przeszczep wątroby, bo ta operacja pomoże tylko na chwilę. Serducho mi pękło. :( Nie wiem co bym zrobiła, gdybym musiała ją wyprowadzać z błędu, że to takie proste i kolorowe jak myśli wcale nie będzie.

Później kilka osób z chorobą Crohna, kolonoskopia, bezobjawowa żółtaczka. Na końcu mieliśmy 7 miesięczne dziecko, które jeszcze nie zdążyło być od porodu w domu, bo a to sepsa, a to coś i tak zleciało, ech. Za dużo nas było, aby zmieścić się w pomieszczeniu, więc darowałam sobie wejście i podpierałam ścianę na korytarzu.

Na anestezjologii poza kilkoma seminarkami, na których uskuteczniam candy crush'a (1580 level pozdrawiam - utknęłam), mieliśmy zajęcia o śmierci mózgu i to było całkiem ciekawe. Mówiliśmy o tym jak się to stwierdza, ilu i jakich lekarzy trzeba, jak badają, jakie są problemy z rodzinami, itd. Na dziecięcym ICU jak zwykle masakra, leżą maluchy, które o ile przeżyją, będą upośledzone.

Na zakazach non stop zapalenia wątroby różnej maści. Ostatnio mieliśmy pana, któremu zostało jakieś pół roku życia, a przy cudzie może nawet i trzy lata. Marskość wątroby, portal hypertension, hypersplenism, thrombocytopenia, hemorrhages, esophageal varices, w przeszłości HCV i sepsa, a na dokładkę focal change w wątrobie (póki co 2cm i alpha-fetoprotein jeszcze nie podniesiona), ale że ma portal vein thrombosis, no to transplant baj baj. ECH - tyle powiem. Drugi pan trafił z ooooogromnym wodobrzuszem, żółtaczką, gynecomastią, superficial vein insufficiency, encephalopatią, zanikiem temporal muscle? i pewnie o kilku dolegliwościach zapomniałam. Od 18 roku życia heroinę sobie ładował, od 10 lat jest na odwyku, ale za to piwkiem się doładowuje, bo deprecha. Jest mi go szkoda. Bardzo.

Miałam się zabrać do opisania dyżurów, ale polotu brak.

Mam kilka koleżanek, które upokarzają się publicznie i latają z wywalonym jęzorem za Południowcami. Ktoś mi kiedyś napomknął o filmikach na youtube, gdzie ci nagrywają swe mądrości odnośnie tego gdzie i jak łatwo jest wyrwać laski. Coś mnie tknęło, że zaczęłam szukać tego i aż mi kopara opadła jak zobaczyłam te wszystkie smsy, które dziewuchy im wysyłają. xd Tutoriale pt. "jedźcie tam, bo łatwo zaliczyć, nie jedźcie tam, bo trzeba iść na rankę przed seksem." Ludzie, serio...? A laski jak biegały, tak nadal biegać będą. Aż mi wstyd, że jestem kobietą. Powinnam być facetem.

Sesja idzie, więc co Leila zrobiła? A oczywiście, że wynalazła sobie serial z pięcioma sezonami, każdy po 13 odcinków i grę, w którą ciśnie online. Trzymajcie mnie, ja, która serialów nie oglądam..




środa, 4 stycznia 2017

[145] Having classes at 8 is sooo tiring

U Was też są takie półmózgi, które na wszystkie zajęcia spóźniają się co najmniej pół godziny? Dziś przeszłam apogeum wkurwienia. Wracam z dyżuru nocnego do domu, idę spać dopiero po 1, wstaję o 6, aby być na uczelni na czas, a potem muszę czekać ponad pół godziny, bo możnowładztwo wypełzło z chaty dopiero o 8 i dotarło grubo po czasie, a zajęcia niestety się nie zaczną zanim większość nie przyjdzie (na czas byłam ja i druga osoba, a święta trójca sobie jeszcze słodko spała :)) Żeby tego było mało, to jeden z ciapaki-są-zawsze-święte-i-niczemu-winne, który wczoraj uparcie przekonywał mnie o tym, że uchodźcy wspomagają ekonomię europejską i jeśli o tym nie wiem, powinnam "do the reading", stwierdził, że był na zajęciach przed świętami. :)) Ciekawe, bo w tym czasie, kiedy 4 osoby gniły od rana w szpitalu, on już popierdalał sobie po Seulu, więc rozumiem pediatrię miał w Korei. <ok>  Gdzie się takie ameby rodzą? 0.0 Zero honoru, nic, pustka. A do tego jeszcze brak szacunku do tych, którzy swoje obowiązki traktują poważnie. Ciekawe czy do pracy też tak kiedyś będą przychodzić prawie godzinę później. Przed świętami ścięłam się z Niemką, dokładnie o ten sam temat. Siedzimy rano pod dyżurką i nagle zaczęły się lamenty "codziennie mamy zajęcia na 8, to jest takie TIRING!" Nie wytrzymałam i spytałam, że jak myśli, na którą będzie do pracy chodzić, na co odpowiedziała mi, że tam będzie wypłatę dostawać, więc będzie motywacja. XDD Pytam czy papier, który uprawni ją do tej wypłaty sam w sobie nie jest wystarczającą motywacją, no i odpowiedzi nie usłyszałam, jakieś sapanie pod nosem poleciało, echhhhs. Tak sobie myślę, że jest tyyyyyle ludzi, którzy się nie dostali na medycynę, ale potrafiliby korzystać z tego przywileju, gdyby jednak zaistnieli na liście przyjętych, a tymczasem "najlepsi z najlepszych" w dużej części okazują się mieć totalnie wywalone jaja na to, że są już dorośli i studiowanie medycyny to nie lans na fejsie, bo sobie wpiszą "studying medicine at blablabla" tylko dyscyplina i obowiązek. Kiedyś też takie podejście było czy to tylko dzisiejsza młodzież taka niedorobiona jest? Jeśli kiedyś będę uczyć, to biedni będą ci, którzy do mnie trafią.

Za jakiś czas dodam posta z rewelacjami z dyżurów, zakazów i pediatrii. Będzie sporo pisania o uschniętych nogach. xD

niedziela, 1 stycznia 2017

[144] Odd numbers are my luckiest

Nieparzyste liczby są dla mnie symbolami szczęścia. Z reguły wszystko, co najważniejsze, dzieje się właśnie wtedy. Jako że '16 zmieniło się na '17, nie mogło być inaczej, że akurat w tym roku ferie zimowe będą miały trzy tygodnie, a co za tym idzie, to już wszyscy dobrze wiemy, yup yup yup!! <3

Szczęśliwego Nowego Roku!