Dwa dni za mną na oddziale chirurgii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym. Pierwszy dzień dał mi w kość, aż musiałam przespać ze 12h i jak wróciłam do domu, tak potem wstałam na kolejny dzień szpitalnych przeżyć. Ledwo weszłam na oddział, a usłyszałam, że gorzej wybrać sobie nie mogłam i że czeka mnie niezły chrzest. Koleżanka, którą poznałam na szkoleniu jest na urologii i dziś mi napisała, że pielęgniarki na oddziale powiedziały jej, że najgorzej jest na chirurgii i nefrologii. Trochę zazdroszczę tym, którzy nie muszą robić 7h, a przychodzą na 2-4 i jest gut. Trochę zazdroszczę tym, którzy po 8 dniach zostali oddelegowani, bo nie było dla nich roboty. Trochę zazdroszczę tym, którzy nie muszą przychodzić na 7 rano.
Na oddziale czasami śmiesznie, czasami groźnie, czasami nudno. Pierwszy dzień był kiepski, wdrażanie się jest najtrudniejsze. Po oddziale wraz ze mną chodzą także dwie studentki położnictwa z drugiego roku. Pielęgniarki mnie z nimi mylą i miny strzelają, gdy nie chcę sama podjąć się jeszcze pewnych czynności typu usuwanie wenflonu itd.
Mam już za sobą mycie pacjentów. Niby upokarzająca robota dla obydwu stron (dla pacjenta i pielęgniarki), ale na mnie to wrażenia szczególnego nie robi. Mycie jak mycie, no trudno.
Zmienianie kroplówek idzie mi już super. Mam jeszcze problem z odkręcaniem, bo jak pielęgniarki zakręcą przy wenflonach, to obcęgami można byłoby się posiłkować, ale daję radę. Czasami boję się cofającej krwi, bo cała procedura poekspozycyjna jest trochę przerażająca, a bura na oddziale niezbyt fajna, ale na razie radzę sobie i nie ma aż tak wielkich fontann w moją stronę, aby wylały się poza ligninę (chyba tak się to zwie.)
Nauczyli mnie dziś mierzyć ciśnienie tradycyjnym aparatem. (elektronicznym to żadna filozofia :P) Przyszedł dziś lekarz i pytał o ten elektroniczny, niestety takiego na stanie nie ma (jest zbyt mało dokładny) i prosił, abym zmierzyła mu ciśnienie, bo on sam nie potrafi tym tradycyjnym. xD
Na oddziale leżą różne przypadki. Po i przed operacjami, wyrostki, woreczki żółciowe, odwyki alkoholowe, ortopedia, rany szarpane, wstrząsy mózgu i wszystko, co możliwe. Największe wrażenie zrobił na mnie pan, który nie ma połowy uda. Nie wiem jak do tego doszło, ale widok wow. Jest też pan po amputacji nogi w tym samym pokoju. Najbardziej charakterystycznymi przypadkami są dwie 90-letnie Panie i pan po 40, wszyscy mają schizofrenię. Pani non stop każe odbierać sobie poród i robi kołyski dla "dziecka", a potem je kołysze. Pan żadnych oznak poza nieobecnym wzrokiem i dokumentacji w papierach nie ma. Jest jeszcze na POP-ie Pani, która widzi psy na oddziale, każe sobie ściągać buty z nóg, których nie ma i inne tego typu akcje. Dziś podłączona do aparatury walczyła ze mną, że chce zejść z łóżka i już przekładała nogi przez barierki. Musiałam ją oszukiwać, że jak mi da zmierzyć cukier, to pójdziemy, gdzie zaczęła wykrzykiwać, że krzty współczucia nie mam itd, itd. Jest też trójka wspaniałych, trzech facetów w pokoju. Jeden z obiema nogami złamanymi i czymś dodatkowym, drugi z ręką, nogą złamaną i jakimś innym bonusem, a trzeci na odwyku alkoholowym. Dwóch pierwszych notorycznie prowadzi podryw, wesoło dzięki nim.
Jest też Pani, która bardzo uprzykrza życie pielęgniarkom i tylko studentkom daje robić przy sobie, haha. Jak pielęgniarki kroplówki podłączają, to ona niby przypadkiem wenflon wyrywa. Cały czas narzeka, że opieka jest do bani i nie życzy sobie takiego traktowania. Ja dziś przyszłam, to zabawnie prosiła, abym jeszcze 10 minut jej nie podłączała, bo jest po dwóch kroplówkach i chce mieć chwilę przerwy. Jak już w końcu podłączyłam, to nic nie leciało, więc musiałam przepłukać solą fizjologiczną wenflon, na co ona z wielkim przerażeniem "NIE, NIE, NIE, JA POPUKAM". No i rzeczywiście. Popukała w ramię i kroplówka zaczęła lecieć. Ta Pani też prosi, aby często ją odwiedzać i sprawdzać czy wszystko ok. Słodkie.
Chłopak po wypadku motocyklowym ze wstrząsem mózgu też prowadził dziś podryw. Dostał wypis, a jeszcze błąkał się po korytarzu bez celu. Wcześniej do oddziałowej, jak próbowałam Pani ze schizofrenią z dziewczynami zmierzyć cukier, bajerował, że przy takiej opiece, to on nie da się szybko wypisać z oddziału i będzie wszystko nadzorował z bliska, haha.
Wczoraj w nocy przywieźli pana, co przy remontach bubu sobie zrobił. Ręka w gipsie, palec na szynie, nie wiem, co tam jeszcze ma. Podłączam kroplówkę jego koledze z łóżka obok, który ma schizofrenię (bardzo mnie lubi) i słyszę rozmowę przez telefon "no w gipsie mam, nie będę Ci mógł pokazać fucka, albo właśnie wręcz przeciwnie, będę pokazywał go non stop, bo mi tak zostanie." xD Myślałam, że padnę. Pan zapalony wędkarz.
Oddziałowa kazała mi dziś czytać ulotkę clexane'u. Jutro pewnie będę robiła zastrzyki. Trochę się boję, bo te zakłucia, ugh. Straszna sprawa.
A na dokładkę powiem Wam, że dziś na oddział trafił mój instruktor prawa jazdy. Przykro tak. Leży na korytarzu, wcześniej miał wylew, nic mnie nie pamięta. Moją mamę też uczył jeździć. Pracoholik i w końcu odbiło na zdrowiu. Świat jest mały.
Z ojcem się strasznie kłócę. Rozważam wyprowadzkę z domu i obliczam czy finansowo dam radę.
Uciekam kończyć jeść poziomki i spać, jak zwykle trzeba wstać o 5, aby na oddziale być na 7. (samo wstawanie zajmuje mi pół godziny, prysznic, malowanie i jedzenie godzinę, a dojazd pół)
Hah, my raz mieliśmy pana, który miał taki obwód ramienia, że rękaw od elektrycznego ciśnieniomierza nie chciał się zapiąć i trzeba było mierzyć tradycyjnym (ten z kolei miał taki rękaw, że zapiąłby mu się chyba nawet na udzie). Nie ma co, chrzest bojowy przedni, do tej pory nie mam pojęcia, czy dobrze zmierzyłam mu to ciśnienie. U nas generalnie są ciągle nowe osoby, nie ma obchodu i tych typowych czynności pielęgnacyjnych, także tylko wozimy państwa na badania i robimy ekg, okazyjnie pozwolą pobrać krew czy cukier. Starsi pacjenci na ogół są bardzo mili, natomiast schody zaczynają się, gdy pojawiają się młode panie, zawsze mają jakieś "ale", nie wiem czy u Was też tak jest?
OdpowiedzUsuńZ panów prowadzących podryw mamy jednego ratownika, który zarywa dosłownie do KAŻDEJ, ale jest bardzo miły i w ogóle słodki, także nikt się na niego specjalnie nie obraża ;)
Aaa z dojazdami to prawie się spóźniłam pierwszego dnia, na 8 początek, 7:05, a ja właśnie się budzę... A tu zależnie od ruchu, przede mną 40min-godziny dojazdu, na szczęście spóźniłam się tylko 10 min. Już się bałam, że wyślą mnie za to do najgorszej pracy, ale na szczęście obyło się xD
Jakiś paker czy po prostu otyły człowiek? :P U nas młodzi są spokojni, osoby w średnim wieku troche wydziwiają, a staruszki są bardzo spokojne. W sumie krzykaczki już powychodziły i jest względny spokój. Jakaś cisza przed burzą zrobiła się na oddziale, haha.
UsuńNiespełniony ten ratownik musi być. :D
O kurczaki, w pierwszy dzień takie wejście smoka, to rzeczywiście stres. xD
Nie, pan po prostu był nieco "przy kości", 5 podbródków, te sprawy. U nas właśnie też jakiś straszny spokój ostatnio zapanował, zobaczymy co przyniesie nowy tydzień :d
UsuńHaha, czekam na więcej historii, bo praktyki jeszcze przede mną i chcę wiedzieć na co się szykować :D Nie mieliście wcześniej żadnych zajęć z wkłuć i zakładania welflonów?
OdpowiedzUsuńWlasnie szykuje powoli posta, bo dzie dzien 6 praktyk i juz troche sie wydarzylo. Kiedy zaczynasz praktyki? I na jakim oddziale? Nie, nie mielismy, a Wy mieliscie?
UsuńPod koniec lipca, na wewnętrznym - podobno ma być dużo kroplówek, zastrzyków i wożenia pacjentów na badania. My mieliśmy kilka godzin ćwiczeń - robiliśmy sobie nawzajem zastrzyki domięśniowo, pobieraliśmy krew i zakładaliśmy wenflony. To były chyba najlepsze zajęcia ;) Czekam na kolejnego posta! :)
UsuńJej, to super, ze jakos Was do tego przygotowali! Zazdro. Dzisiaj poscik bedzie, bo sie duzo dzialo!! :D
UsuńHaha, to u nas się jeszcze nie trafił nikt ze schizofrenia, a widzę ze niezła zabawa ;)
OdpowiedzUsuń