Nie wiem kiedy ten rok minął, ale był on najszybszy w ciągu całych studiów. I najbardziej lajtowy, jeśli chodzi o naukę, co niekoniecznie dobrze wpłynęło na poziom mojej wiedzy. :-P Bez bata nad głową niespecjalnie potrafię sama zmusić się do nauki, więc uczyłam się tylko wtedy, kiedy trzeba było. Wiem, mało ambitnie, ale siła wyższa. Ironią losu jest to, że w zimę najmocniej przysiadłam do zakazów, a i tak nie zdałam ich w pierwszym terminie. xD Za to właśnie serdecznie nienawidzę egzaminów ustnych; za dużo tam czynników poza wiedzą, które wpływają nie dość, że na ocenę, to jeszcze na sam fakt czy się w ogóle zda. xd Nie wspomnę nawet o szczęściu i osobnikach, które uczyły się kilka godzin, a zdały na 4,5, bo akurat wylosowały pytania z tzw. common knowledge albo akurat to, co przeglądali.
Znów zrobiłam godziny faków do przodu, więc za rok będę mieć chyba tylko 20h? ;o Trochę lipa, bo już upatrzyłam sobie fakultet z 30h, który przyda się do egzaminu końcowego i albo będę chodziła za kogoś albo na listę się nie wpiszę, bo muszę być tam koniecznie, a nie będę extra tysiaka płacić za dodatkowego ECTSa.
Wiecie co? W tym roku było wszystko fajnie, ale praktyki to jest jakiś ultra słaby żart. Anestezjologia jak anestezjologia, nie mam nad czym płakać, ale chirurgia... uwaga uwaga: wylądowałam na oddziale otolaryngologii, chryste, trzymajcie mnie. xd Najgorszy przedmiot w tym roku, najnudniejszy z możliwych, tak się cieszyłam, że po egzaminie mam już go za sobą, a tu taki uj. Za jakie grzechy? ;< Podczas zajęć byłam na trzech operacjach i kilku zabiegach, i za dużo to tam nie zobaczę. Ech, a miało być tak pięknie, wpisana byłam na naczyniówkę i dziwkanat zrobił jakiś słaby szacher macher i proszę bardzo. Teraz będę odprawiała wszelkiego rodzaju modły, razem z zaklinaniem deszczu żeby się nade mną zmiłowali i puścili szybciej. Tra-ge-dia.
A tu proszę, macie mojego męża. :-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz