sobota, 17 czerwca 2017

[167] I'm bursting with pride

Nie wiem jak to zrobiłam, ale farmę kliniczną, z której uwielbiają stawiać warunki, zdałam. <3 Co prawda nie wiem na ile punktów, ale sam fakt jest wystarczająco zadowalający. Tylko dwa egzaminy zostały, więc tak jakby ósmy semestr jest już over, hrhrhr. Strasznie szybko przeleciał ten rok i jest to przerażające, bo jak piąty przeleci równie szybko, to w mgnieniu oka obudzę się na szóstym, a później to już lekarzem niby będę. xd Szczerze powiem, że medycyna mogłaby trwać 10 lat, może wtedy nie trzęsłabym portkami przed zbliżającą się odpowiedzialnością? :P

Najnudniejszy przedmiot 4 roku? Farmakologia kliniczna. Najnudniejszy przedmiot kliniczny? Otolaryngologia. Medycyny paliatywnej nie liczę, bo mieliśmy z tego tylko trzy zajęcia, więc dało się zapomnieć o istnieniu czegoś takiego.

Na gastroenterologii mieliśmy super profesor. Z wyglądu jak nie lekarka, ale na pieczątce trzy specjalizacje, profesura.. :-D Pomijając fakt, że natrafiliśmy na wielu pacjentów udawaczy pt. "boli mnie tu, ale nie opiszę jak ten ból wygląda", to zajęcia były całkiem ciekawe. Jedna z tych specjalizacji, która mnie nie odpycha na dzień dobry.


W ogóle duma mnie rozpiera, ponieważ moja najmłodsza uczennica, którą mam pod skrzydłami od końca jej podstawówki i przez to czuję się jakby to było trochę moje dziecko, pisała w tym roku egzamin gimnazjalny i napisała go na maksa. Kiedy wczoraj zadzwoniła z wynikami, to było takie aww, totalnie się nie spodziewałam, myślałam, że powie mi dopiero w poniedziałek jak się spotkamy. Ona jest chodzącym uosobieniem mojego sukcesu pedagogicznego. Kiedy zaczęłam mieć z nią zajęcia, była totalnie zamknięta w sobie, nie chciała rozmawiać, gdy odpowiadała robiła to bardzo lakonicznie, ciężko było cokolwiek z niej wyciągnąć, była strasznie roztrzepana, o niczym nie pamiętała, tak zwany Ordnung był jej totalnie obcy, w sklepie brała coś z półki, odkładała to kilka alejek dalej, zajęcia potrafiła odwoływać w tym samym dniu, a teraz? Teraz jest wszystko na odwrót. Ojca poucza, że "tato nie można odwoływać zajęć tak na ostatni moment", kiedy na przestrzeni tych lat zmniejszyła nam się częstotliwość zajęć z 3x w tygodniu po 2h do 2x po 2h, a teraz do 1x po 2h, mówi, że zajęcia raz w tygodniu powodują u niej uczucie jakbyśmy się nie widziały sto lat. <3 Kiedy przychodzi temat mojego ukończenia studiów pyta czy jak już będę lekarzem, to nadal ją będę uczyła, czy przyjdę na jej zakończenie szkoły i czy jak już kiedyś będę wychodzić za mąż, to czy zaproszę ją na ślub, to takie urocze. Mimo sporej różnicy wieku między nami, przez ten ogrom czasu jaki ze sobą spędziłyśmy, wytworzyło się coś, co idealnie odzwierciedla się w adresowaniu jej jako mojej siostro/córko/uczennico/przyjaciółki. :-) Podejrzewam, że na to wszystko miała też wpływ jej sytuacja, bo rodzice rozwiedli się w najgorszym dla niej momencie (akurat lekko przed tym jak nasze ścieżki się spotkały) i te sześć wspólnych godzin tygodniowo były wypełnieniem tego, co normalnie spędziłaby sama bez nadzoru i bez słowa przewodnictwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz