Na sądówkę trafiły do nas trzy przypadki; samobójstwo, topielec i wypadek. Samobójstwo poharatało się dosłownie wszędzie, zaczęło od lewej ręki, potem poszło na fajeczkę, strzeliło sobie drineczka, następnie zaczęło męczyć obie nogi, kolejny drineczek i jak już procenty zaszumiały w głowie, to przyszedł czas na cios ostateczny. Po prawej stronie szyi nie poszło, ponieważ osoba była prawdopodobnie praworęczna, to lewa strona wyszła całkiem dobrze. Cięcie wzdłuż szczęki i na końcu wbicie żyletki w szyję, aczkolwiek jak się okazało; było ono zbyt płytkie i wcale nie było powodem zgonu. Jaki był zatem powód? Ogólne wykrwawienie.
Topielec utopił się nie wiadomo czemu, bo dość młody był, teoretycznie w sile wieku. Początkowo obstawialiśmy zawał, aczkolwiek miał krew w ustach, więc to wskazywało na coś innego. Nie wiem co, bo rozbierali go jak mnie już nie było. ;<
Wypadek też był lekko wstrząsający, bo na stole w ciuchach leżała młoda Pani, nawet listonoszkę miała przełożoną na skos, makijaż nienaruszony; wyglądała jakby spała. Pomijając dwa fakty; z prawej nogi z buta wychodziła złamana kość i plecy miała całe obkrwawione. Dziwnie było potem wrócić do domu i oglądać wypadek, w którym zginęła.
niedziela, 29 marca 2015
środa, 25 marca 2015
Autopsja vol. 4
Na patomorfie kolejna autopsja. Pan 85 lat i wszystkie dolegliwosci sercowe jakie sa tylko mozliwe. Zastawki nie domagaly, nadcisnienie i milion innych, ktorych nie zapamietalam. Summa summarum zawal mial. Do tego kamienie i cysty w nerkach, pluca przylepione do klatki piersiowej, w nich zapalenie pluc, kamien w woreczku zolciowym (cud, ze jeszcze zoltaczki nie mial, bo kamien byl wielkosci malego kurzego jaja), MIAZDZYCA LEVEL HARD, bo jak cielismy tetnice, to nozyczki tepily sie na SKOSTNIALYCH grudkach miazdzycy (czarne, suche, ohydne grudy), problemy z tarczyca, za male nadnercza i obtluszczona watroba. To sie nazywa miec pecha/zle sie prowadzic.
Juz wiem co robia z dziura po wycietym mozgu. Wkladaja recznik i zaszywaja glowe.
Biologie zdalam najlepiej na roku, jol!
Juz wiem co robia z dziura po wycietym mozgu. Wkladaja recznik i zaszywaja glowe.
Biologie zdalam najlepiej na roku, jol!
niedziela, 22 marca 2015
Oburęczność
Dwa kolokwia z biofizyki zdane, mikrobiologia poprawiona na 3+ (coś spadają moje mikrobiologiczne osiągi, przestajemy być przyjaciółkami, chlip, aczkolwiek i tak poprawiłam to najwyżej z całej grupy! :D), kolokwium z biologii jeszcze nie wiem, ale wiem, że jak zwykle rozwaliłam pytania otwarte, a durnowato przejechałam się na ABCD. :(
W nadchodzącym tygodniu czekają mnie kolejne dwa koła; ostatnie ever kolokwium z mikro i znów biologia. Powinnam już dziś zacząć naukę, ale że od dwóch tygodni imprezuję weekendami (coś musiało mi upaść na głowę, bo to zupełnie nie w moim stylu), to pewnie zacznę dopiero jutro.
Ostatnio mam mega szczęście z chłopakiem. Lubimy chodzić do Pizzy Hut i w tamtym tygodniu dostaliśmy gratis bar sałatkowy, bo długo czekaliśmy na zamówienie (coś pokręcili z rodzajami pizz jakie chcieliśmy), a wczoraj nie dość, że na wejściu dostaliśmy drineczki, bo niby długo trzeba było czekać, a summa summarum stolik dostaliśmy zaraz po drineczkach, to jeszcze dostaliśmy dwie średnie pizze zamiast jednej dużej, którą zamówiliśmy, bo nie mieli już dużego ciasta. xD Dziećmi szczęścia być... :-D
W squashu wczoraj odkryłam skąd wynika moje niedopchnięcie jeśli chodzi o odbicia prawą ręką. Otóż jestem dziwnym przypadkiem na tej ziemii i należę do grupy osób oburęcznych. Na papierze piszę lewą ręką (prawą wychodzi mi to wolno i nieco krzywo), a na tablicy w szkole piszę prawą, słoiki odkręcam prawą, w siatkówce serwuję prawą, w kosza kozłuję prawą. Teoretycznie obie ręce powinny być równo rozwinięte, ale niestety nadgarstek lewej jest wyraźnie sprawniejszy. Dziwnym jest to, że odruchowo rakiety nie biorę do lewej ręki, mimo, że ta jest mocniejsza. Ot, dziwactwo moje.
Jedną prezentację z patomorfy mam już za sobą. Dostałam maxa, także ideolo. Jeszcze jedna prezentacja i baj baj stresie.
W nadchodzącym tygodniu czekają mnie kolejne dwa koła; ostatnie ever kolokwium z mikro i znów biologia. Powinnam już dziś zacząć naukę, ale że od dwóch tygodni imprezuję weekendami (coś musiało mi upaść na głowę, bo to zupełnie nie w moim stylu), to pewnie zacznę dopiero jutro.
Ostatnio mam mega szczęście z chłopakiem. Lubimy chodzić do Pizzy Hut i w tamtym tygodniu dostaliśmy gratis bar sałatkowy, bo długo czekaliśmy na zamówienie (coś pokręcili z rodzajami pizz jakie chcieliśmy), a wczoraj nie dość, że na wejściu dostaliśmy drineczki, bo niby długo trzeba było czekać, a summa summarum stolik dostaliśmy zaraz po drineczkach, to jeszcze dostaliśmy dwie średnie pizze zamiast jednej dużej, którą zamówiliśmy, bo nie mieli już dużego ciasta. xD Dziećmi szczęścia być... :-D
W squashu wczoraj odkryłam skąd wynika moje niedopchnięcie jeśli chodzi o odbicia prawą ręką. Otóż jestem dziwnym przypadkiem na tej ziemii i należę do grupy osób oburęcznych. Na papierze piszę lewą ręką (prawą wychodzi mi to wolno i nieco krzywo), a na tablicy w szkole piszę prawą, słoiki odkręcam prawą, w siatkówce serwuję prawą, w kosza kozłuję prawą. Teoretycznie obie ręce powinny być równo rozwinięte, ale niestety nadgarstek lewej jest wyraźnie sprawniejszy. Dziwnym jest to, że odruchowo rakiety nie biorę do lewej ręki, mimo, że ta jest mocniejsza. Ot, dziwactwo moje.
Jedną prezentację z patomorfy mam już za sobą. Dostałam maxa, także ideolo. Jeszcze jedna prezentacja i baj baj stresie.
wtorek, 17 marca 2015
Przerost formy nad treścią
Dziś może mało medycznie, ale o temacie związanym, mianowicie o studentach medycyny na mojej uczelni. Nie wiem do jakiego wariatkowa trafiłam, bo to zbiegowisko Niemco-Kanadyjczyko-Amerykano-Szwedów, to jakieś konie rozpłodowe, które krzyżują się ze sobą na krzyż i wcale nie widzą w tym nic złego, że codziennie mijają się na korytarzu/są w jednej grupie. Mi by się dziwnie w przygodny sposób spało z kimś z kim mam codziennie zajęcia i wykłady, no ale jak kto woli. W ogóle mega gardzę bzykaniem się na krzyż i mimo, że w grupie mam trzy największe dupeczki roku, to szybko przestali mi się podobać, jak dotarła do mnie informacja o tym co wyprawiają. Szczyt hipokryzji, bo pamiętam sytuację sprzed roku, kiedy spytali o mój związek czy jest to big love, powiedziałam, że nie, to skomentowali, że "wykorzystuje chłopaka." Jeszcze wtedy miałam o nich dobre zdanie, a szkoda, bo powiedziałabym co o nich myślę. W dodatku starosta roku daje przykład i sam przoduje w dawaniu na boki, także jak dla mnie gonorrhea all around!!
Kolejny kontrowersyjny temat, to temat pieniędzy. Na początku myślałam, że wszyscy są kasiaści, no bo tyle kasy bulić rocznie, to dość sporo, ale jak się okazało, nie do końca jest jak myślę. Mimo, że mają ojro, dolary i inne dobrze stojące waluty, to mają problem z budżetem. Kij w to, że żadne z nich nie ma auta, ale każda laska łazi z torebkami LV i MK, każdy ma makzbuka, ajsrona i inne "fancy stuff.", więc wydawało mi się, że mamona jest. Wyklarowała się sytuacja, która nieco mnie zdziwiła i zbulwersowała zarazem. Dużo osób oblało biochemię. Powinni zacząć ją w tym semestrze od nowa z pierwszym rokiem, ALE... nie zaczną, bo nie mają kasy na opłacenie kursu. Trochę beka nie mieć $1,500 na kurs poprakowy, ale nosić się z super hiper markowymi gadżetami. Ostatnio słuchałam opowieści pewnej damy, że kupiła sobie trampki od LOBUTĄ (zostałam poprawiona za wymowę lobutin) i musi teraz oszczędzać, bo się spłukała! Serio? Skoro nie masz kasy, to na kij Ci takie trampki żeby potem przez miesiąc w ramach oszczędności trawę gryźć? Ów pani od lobutą miała akcję z właścicielem mieszkania u którego wynajmowała, bo wyniosła się w połowie miesiąca i uważała, że z tego tytułu płacić już za wynajem nie musi wcale. Ale ona jest bogata, jakby kto pytał, bo przecież ma markowe butki i torebki. xd Kolejne przykłady "bogactwa" to osobniki, które twierdzą, że mają auto. Ostatnio mieliśmy jakieś badania naukowe prowadzone i szła ankieta, która badała związek pomiędzy doinformowaniem, a zamożnością i pojawiły się pytania np. o auto czy się je ma, a jeśli tak to jakie. I moi durni znajomi mieli dylemat, KTÓRE auto wpisać, bo mają DWA! Co z tego, że jednym jeździ matka, drugim ojciec, ale oni mają dwa. xDD Wiecie co? Śmiech na sali. W cholerę masz to auto, zwłaszcza, że przez 10 miesięcy w roku nie widziałam go ani razu na oczy, a dwa, że zanim je weźmiesz, to familię musisz pytać czy możesz. xd No, ale mają auto, ok. Kolejna gwiazda nie poszła do kogoś na urodziny, bo "nie ma pieniędzy na prezent", ale po weekendzie przyszła na uczelnię w nowym szaliku z lisa. Podobnych przykładów mogłabym wyszukiwać w nieskończoność, ale aż zaczynam się denerwować jak o tym piszę. Może mi ktoś wytłumaczyć po co się tak sztucznie pokazywać skoro nie prezentuje się nic poza przerostem formy nad treścią? Dużo koleżanek z roku mnie bardzo nie lubi tylko dlatego, że jeżdżę autem jakim jeżdżę, jakby to rzeczywiście był powód do nienawiści. Jeszcze bardziej im żal dupę skręca, że moi rodzice zarabiają w PLNach, które są 3-4x mniej warte niż ojro/dolar, więc teoretycznie z samego tytułu mieszkania w bogatych krajach powinny świecić pieniądzem, a tu ups, niespodzianka, patelnia w twarz, bo Polka-srolka jest bogatsza, o nieee! Nigdy nie wywyższałam się z powodu zamożności, ale chyba powinnam zacząć wpasowywać się w otoczenie, jebnąć na instagrama 7 ekskluzywnych aut, które są w domu, do tego posiadłości i inne gadżety, bo to przecież ten cool styl życia, który prowadzą znajomi z roku. Żenuaria max.
Jak tak czasami patrzę jacy durni życiowo ludzie mają zostać lekarzami, to aż mam ochotę walnąć głową w stół.
PS. "Bogacze" świata prawie nie widzieli, bo poza swoim krajem, to oni do tej pory nigdzie jeszcze nie byli. Mój ojciec musi kraść skoro od 15 lat podróżujemy daaaleko poza europejski kontynent i nawet dostałam pytanie czy nie jest z rządu. XDD Padłam.
Update; [18.03]
Tak mnie jeszcze natchnęło; jak już jestem przy temacie studentów, to dodam jeszcze jeden dość ważny aspekt. Nie wiem jak na innych uczelniach, ale na mojej teoria o tym, że studenci medycyny sporo pompują w żyły jest jak najbardziej prawdą. Strasznie dużo mam ludzi na roku, którzy nie dają rady z ciśnieniem i wspomagają się różnymi dopalaczami. Jedni mniej, drudzy więcej, jedni lżejszymi, inni aż po amfe sięgają. Najlepsza studentka roku jedzie na tabletkach dla dzieci z ADHD, haha. Dostała jakieś krzywe stwierdzenie o ADHD, wykupuje recepty na prawie $150/opakowanie i jest szczęśliwa. Nie do końca do mnie trafia powód takiego dopalania się, bo wszystko fajnie, zdasz kolokwia i egzaminy, ale jak przestaniesz brać dragi, to wszystko w ekspresowym tempie zapomnisz i jaki potem będzie z Ciebie lekarz? Kilka osób już się na tym przejechało i wylądowało w szpitalu. Mają teraz problem, bo rozwalili sobie cały układ pokarmowy i muszą lecieć na jakiś super restrykcyjnych dietach pt. specjalnie wyznaczony posiłek o 7:00, 10:30, 13:00 itd, i potem na zajęcia się spóźniają, bo dieta. xd Strach w dupę zajrzał i nagle już wyniki w nauce spadły, poprawa za poprawą, brak obecności, ucieczki przed testami.
Do tego dochodzą jeszcze imprezy. Jak bardzo trzeba być głupim, aby imprezować, zalewać mordę na bibkach do takiego stanu, że zaczynasz się zabawiać z koleżanką na oczach innych, a przy tym jeszcze brać dragi, aby co? Dodać dreszczyku emocji, że można po tym szybko zejść z tego świata i zmarnować pieniądze rodziców, bo bez sensu zainwestowali w nieodpowiedzialne dzidzi? Przyszli lekarze, elita...
Kolejny kontrowersyjny temat, to temat pieniędzy. Na początku myślałam, że wszyscy są kasiaści, no bo tyle kasy bulić rocznie, to dość sporo, ale jak się okazało, nie do końca jest jak myślę. Mimo, że mają ojro, dolary i inne dobrze stojące waluty, to mają problem z budżetem. Kij w to, że żadne z nich nie ma auta, ale każda laska łazi z torebkami LV i MK, każdy ma makzbuka, ajsrona i inne "fancy stuff.", więc wydawało mi się, że mamona jest. Wyklarowała się sytuacja, która nieco mnie zdziwiła i zbulwersowała zarazem. Dużo osób oblało biochemię. Powinni zacząć ją w tym semestrze od nowa z pierwszym rokiem, ALE... nie zaczną, bo nie mają kasy na opłacenie kursu. Trochę beka nie mieć $1,500 na kurs poprakowy, ale nosić się z super hiper markowymi gadżetami. Ostatnio słuchałam opowieści pewnej damy, że kupiła sobie trampki od LOBUTĄ (zostałam poprawiona za wymowę lobutin) i musi teraz oszczędzać, bo się spłukała! Serio? Skoro nie masz kasy, to na kij Ci takie trampki żeby potem przez miesiąc w ramach oszczędności trawę gryźć? Ów pani od lobutą miała akcję z właścicielem mieszkania u którego wynajmowała, bo wyniosła się w połowie miesiąca i uważała, że z tego tytułu płacić już za wynajem nie musi wcale. Ale ona jest bogata, jakby kto pytał, bo przecież ma markowe butki i torebki. xd Kolejne przykłady "bogactwa" to osobniki, które twierdzą, że mają auto. Ostatnio mieliśmy jakieś badania naukowe prowadzone i szła ankieta, która badała związek pomiędzy doinformowaniem, a zamożnością i pojawiły się pytania np. o auto czy się je ma, a jeśli tak to jakie. I moi durni znajomi mieli dylemat, KTÓRE auto wpisać, bo mają DWA! Co z tego, że jednym jeździ matka, drugim ojciec, ale oni mają dwa. xDD Wiecie co? Śmiech na sali. W cholerę masz to auto, zwłaszcza, że przez 10 miesięcy w roku nie widziałam go ani razu na oczy, a dwa, że zanim je weźmiesz, to familię musisz pytać czy możesz. xd No, ale mają auto, ok. Kolejna gwiazda nie poszła do kogoś na urodziny, bo "nie ma pieniędzy na prezent", ale po weekendzie przyszła na uczelnię w nowym szaliku z lisa. Podobnych przykładów mogłabym wyszukiwać w nieskończoność, ale aż zaczynam się denerwować jak o tym piszę. Może mi ktoś wytłumaczyć po co się tak sztucznie pokazywać skoro nie prezentuje się nic poza przerostem formy nad treścią? Dużo koleżanek z roku mnie bardzo nie lubi tylko dlatego, że jeżdżę autem jakim jeżdżę, jakby to rzeczywiście był powód do nienawiści. Jeszcze bardziej im żal dupę skręca, że moi rodzice zarabiają w PLNach, które są 3-4x mniej warte niż ojro/dolar, więc teoretycznie z samego tytułu mieszkania w bogatych krajach powinny świecić pieniądzem, a tu ups, niespodzianka, patelnia w twarz, bo Polka-srolka jest bogatsza, o nieee! Nigdy nie wywyższałam się z powodu zamożności, ale chyba powinnam zacząć wpasowywać się w otoczenie, jebnąć na instagrama 7 ekskluzywnych aut, które są w domu, do tego posiadłości i inne gadżety, bo to przecież ten cool styl życia, który prowadzą znajomi z roku. Żenuaria max.
Jak tak czasami patrzę jacy durni życiowo ludzie mają zostać lekarzami, to aż mam ochotę walnąć głową w stół.
PS. "Bogacze" świata prawie nie widzieli, bo poza swoim krajem, to oni do tej pory nigdzie jeszcze nie byli. Mój ojciec musi kraść skoro od 15 lat podróżujemy daaaleko poza europejski kontynent i nawet dostałam pytanie czy nie jest z rządu. XDD Padłam.
Update; [18.03]
Tak mnie jeszcze natchnęło; jak już jestem przy temacie studentów, to dodam jeszcze jeden dość ważny aspekt. Nie wiem jak na innych uczelniach, ale na mojej teoria o tym, że studenci medycyny sporo pompują w żyły jest jak najbardziej prawdą. Strasznie dużo mam ludzi na roku, którzy nie dają rady z ciśnieniem i wspomagają się różnymi dopalaczami. Jedni mniej, drudzy więcej, jedni lżejszymi, inni aż po amfe sięgają. Najlepsza studentka roku jedzie na tabletkach dla dzieci z ADHD, haha. Dostała jakieś krzywe stwierdzenie o ADHD, wykupuje recepty na prawie $150/opakowanie i jest szczęśliwa. Nie do końca do mnie trafia powód takiego dopalania się, bo wszystko fajnie, zdasz kolokwia i egzaminy, ale jak przestaniesz brać dragi, to wszystko w ekspresowym tempie zapomnisz i jaki potem będzie z Ciebie lekarz? Kilka osób już się na tym przejechało i wylądowało w szpitalu. Mają teraz problem, bo rozwalili sobie cały układ pokarmowy i muszą lecieć na jakiś super restrykcyjnych dietach pt. specjalnie wyznaczony posiłek o 7:00, 10:30, 13:00 itd, i potem na zajęcia się spóźniają, bo dieta. xd Strach w dupę zajrzał i nagle już wyniki w nauce spadły, poprawa za poprawą, brak obecności, ucieczki przed testami.
Do tego dochodzą jeszcze imprezy. Jak bardzo trzeba być głupim, aby imprezować, zalewać mordę na bibkach do takiego stanu, że zaczynasz się zabawiać z koleżanką na oczach innych, a przy tym jeszcze brać dragi, aby co? Dodać dreszczyku emocji, że można po tym szybko zejść z tego świata i zmarnować pieniądze rodziców, bo bez sensu zainwestowali w nieodpowiedzialne dzidzi? Przyszli lekarze, elita...
czwartek, 12 marca 2015
Liczac na bycie dzieckiem szczescia
Do przedostatniego kolokwium z mikrobiologii zostało 12h. Trzy obszerne tematy. Czas, start. :DD
PS. Wiem, że pewnie uwalę, ale może akurat trafię z nauką w to, co dadzą. *proszeeee*
Update [14.03]
Niestety nie ma tak dobrze. Pamięć fotograficzna mnie zawiodła i pomyliłam górną część drugiej kartki notatek z trzecią i takim oto sposobem zmieszałam Bordetellę z Brucellą. W dodatku profesor stwierdziła, że "fimbriae, capsule and endotoxins" jest not specific i mimo, że jako virulence factors są one poprawne, to chodziło jej o coś bardziej specyficznego (w sumie ma to sens, mogłam się domyśleć, że mam być szczegółowa.) Rozwaliły mnie pytania o antybiotyki, bo nie spodziewałam się, że będą o nie pytać, ponieważ ta część jest już dawno za nami, no ale jak widać wszystko, co było wstecz, obowiązuje także teraz. xD Było też podchwytliwe pytanie o prewencję gonnococcal infection u niemowlaków; możliwe odpowiedzi zawierały krople i maści, większość dała odpowiedź z kroplami, ja dałam maść i fakt, była to maść, ale wybrałam zły antybiotyk. ;< Ciekawe skąd to pytanie wytrzasnęli, bo ani Lippincott, ani prezentacje nie zawierały tej informacji. Może w Murrayu jest ta informacja? Mimo wszystko nabiłam jakieś 50%, więc brakło mi tylko 10%, aby zdać, chlip chlip.
PS. Wiem, że pewnie uwalę, ale może akurat trafię z nauką w to, co dadzą. *proszeeee*
Update [14.03]
Niestety nie ma tak dobrze. Pamięć fotograficzna mnie zawiodła i pomyliłam górną część drugiej kartki notatek z trzecią i takim oto sposobem zmieszałam Bordetellę z Brucellą. W dodatku profesor stwierdziła, że "fimbriae, capsule and endotoxins" jest not specific i mimo, że jako virulence factors są one poprawne, to chodziło jej o coś bardziej specyficznego (w sumie ma to sens, mogłam się domyśleć, że mam być szczegółowa.) Rozwaliły mnie pytania o antybiotyki, bo nie spodziewałam się, że będą o nie pytać, ponieważ ta część jest już dawno za nami, no ale jak widać wszystko, co było wstecz, obowiązuje także teraz. xD Było też podchwytliwe pytanie o prewencję gonnococcal infection u niemowlaków; możliwe odpowiedzi zawierały krople i maści, większość dała odpowiedź z kroplami, ja dałam maść i fakt, była to maść, ale wybrałam zły antybiotyk. ;< Ciekawe skąd to pytanie wytrzasnęli, bo ani Lippincott, ani prezentacje nie zawierały tej informacji. Może w Murrayu jest ta informacja? Mimo wszystko nabiłam jakieś 50%, więc brakło mi tylko 10%, aby zdać, chlip chlip.
sobota, 7 marca 2015
Przeciwdziałanie zgapialstwu
Siedzimy na patofizjologii i jak zawsze zanudzamy, bo co tydzień prezentacje lecą jedna po drugiej aż nagle każdy między słowami wyłapuje rozmowę o prostaglandynach.
Student: So there are two COX'es, COX-1 & COX-2.
Nauczyciel: What can you tell us about cocks?
(Niestety wymówił nie tak jak trzeba i wyłapaliśmy kutasa, także zapanowała wszechogarniająca konsternacja i śmieszki hiszki.)
W poniedziałek czeka mnie kolejna autopsja, hip hip hurra!!! Na mikrobiologii dwa tygodnie temu miałam bekę, bo oglądaliśmy Aspergillus'a Niger'a i ofc musiałam zarzucić "Aspergillus Murzyn", więc ten no, brawo Leila. Ale przynajmniej wszyscy na praktycznym będą pamiętali, że jak czarne, to tylko Aspergillus. xD
Przepisało się do nas kilka osób z Łuuukrainy i trochę dziwnie, bo są w grupach na wszystkich trzech latach porozrzucani. Teoretycznie w większości zajęcia mają z II roku, ale coś tam robią na I-wszym (wielka tajemnica co) i coś tam mają z III roku. Zaintrygował mnie ten fakt.
Od dwóch tygodni zbieram się do zmiany telefonu, bo nowy ajsronik leży na biurku i czeka na odpalenie, ale jakoś nie mogę rozstać się z obecnym. Zżyliśmy się bardzo. Grzeczny jest, bo ile razy nie spadał na beton przy wsiadaniu do ultra niskiego auta, ile razy nie przeleciał połowy pokoju podczas "walki" o czytanie smsków z chłopakiem, tyle razy ani nanoskrawek nie odpadł, a ekran wydaje się być zrobiony z pancernego szkła i boję się, że "szóstka" nie będzie już taka dzielna. W końcu wybrałam się do iSpota i kupiłam oczojebną czerwoną obudowę, jakieś hartowane szkło na ekran i ech... goodbye my old love?
Szał zakupów nadal trwa. Dzień kobiet jutro, więc się nagrodziłam za to, że co miesiąc nieustannie się wykrwawiam, ale dzielnie walczę o życie i umrzeć nie mogę. :-DD Każdy powód dobry do uzupełnienia szafy.
Ojciec ostatnio docenił mój wkład w interesy i aż nagrodził mnie mini wypłatą - szok. Dzwoniłam do jednego z jego chińskich kontrahentów, u którego byliśmy jakieś 5 lat temu, ładnie się przedstawiłam, a ten mnie zaszokował i "oooo, pamiętam Cię! Byłaś z tatą u nas w Shanghaju, potem wyjechałaś do Stanów i już wróciłaś?" To było miłe, nie podejrzewałam, że cokolwiek o mnie pamięta. Z drugim Chińczykiem piszę prywatne e-maile i myślałam, że jest on tylko jednym z pracowników firmy, zajmujących się sprzedażą, a tu nagle okazało się, że flirtuję z samym bossem, no super. W ogóle to jest zajebista persona, bo wyobraźcie sobie, że codziennie chodzi na pakiernię i redukuje masę, którą robił przez ostatni rok. Wysłał mi swoje zdjęcie, a tu wyrobiony Chińczyk - mało spotykane. :D Jak już jestem przy temacie Chin i ich obywateli; mój były niedoszły chłopak ma kumpla na roku, który jest synem jakiegoś tam milionera chińskiego. Synek pewnego dnia przyszedł pożalić się, że dziewczyna z nim zerwała, a jej utrzymanie kosztowało go miesięcznie $80,000 i czego niby jej brakowało? LOL - chyba na prędce zacznę uczyć się chińskiego, bo też chcę takiego chłopa. :D W sumie nie do końca wiem na co mogłabym tyle kasy miesięcznie wydawać, bo ileż można ubierać się w Chanelach, ale jak mus to mus. xD
Jeszcze trzy tygodnie i będzie po mikrobiologii. Egzamin praktyczny będę miała po Wielkanocy, a na początku czerwca teoria. Mam zamiar rozwalić to na 4,5, w końcu to mój naj przedmiot, ale zapewne skończy się tylko na marzeniach. [*]
Z biofizyki o dziwo zaliczyłam obydwa kolokwia. Chamstwo, bo laboratorium z polaryzacji wymagało ciut wiedzy z biochemii, a to mała niespodzianka była. Nagle pojawił się ogromny zapytajnik nad głową i "jak mam rozcieńczyć 20% sacharozę do 7,5%?" xD Na szczęście koła zębate w główce zaczęły działać i rozwikłałam tę jakże trudną zagadkę. :DD W ogóle biofizyka od zawsze dziwna była, ale jeszcze do tej pory nigdy nie spotkałam się z takim czymś, aby jakiś przedmiot podzielić na MILION tematów i rozdzielić je pomiędzy MILION grup dwuosobowych i ustanowić zasadę o tym, że co tydzień każda grupa ma kolokwium z INNEGO tematu. xD Przeciwdziałanie zgapialstwu - sprytne, co? :D
Student: So there are two COX'es, COX-1 & COX-2.
Nauczyciel: What can you tell us about cocks?
(Niestety wymówił nie tak jak trzeba i wyłapaliśmy kutasa, także zapanowała wszechogarniająca konsternacja i śmieszki hiszki.)
W poniedziałek czeka mnie kolejna autopsja, hip hip hurra!!! Na mikrobiologii dwa tygodnie temu miałam bekę, bo oglądaliśmy Aspergillus'a Niger'a i ofc musiałam zarzucić "Aspergillus Murzyn", więc ten no, brawo Leila. Ale przynajmniej wszyscy na praktycznym będą pamiętali, że jak czarne, to tylko Aspergillus. xD
Przepisało się do nas kilka osób z Łuuukrainy i trochę dziwnie, bo są w grupach na wszystkich trzech latach porozrzucani. Teoretycznie w większości zajęcia mają z II roku, ale coś tam robią na I-wszym (wielka tajemnica co) i coś tam mają z III roku. Zaintrygował mnie ten fakt.
Od dwóch tygodni zbieram się do zmiany telefonu, bo nowy ajsronik leży na biurku i czeka na odpalenie, ale jakoś nie mogę rozstać się z obecnym. Zżyliśmy się bardzo. Grzeczny jest, bo ile razy nie spadał na beton przy wsiadaniu do ultra niskiego auta, ile razy nie przeleciał połowy pokoju podczas "walki" o czytanie smsków z chłopakiem, tyle razy ani nanoskrawek nie odpadł, a ekran wydaje się być zrobiony z pancernego szkła i boję się, że "szóstka" nie będzie już taka dzielna. W końcu wybrałam się do iSpota i kupiłam oczojebną czerwoną obudowę, jakieś hartowane szkło na ekran i ech... goodbye my old love?
Szał zakupów nadal trwa. Dzień kobiet jutro, więc się nagrodziłam za to, że co miesiąc nieustannie się wykrwawiam, ale dzielnie walczę o życie i umrzeć nie mogę. :-DD Każdy powód dobry do uzupełnienia szafy.
Ojciec ostatnio docenił mój wkład w interesy i aż nagrodził mnie mini wypłatą - szok. Dzwoniłam do jednego z jego chińskich kontrahentów, u którego byliśmy jakieś 5 lat temu, ładnie się przedstawiłam, a ten mnie zaszokował i "oooo, pamiętam Cię! Byłaś z tatą u nas w Shanghaju, potem wyjechałaś do Stanów i już wróciłaś?" To było miłe, nie podejrzewałam, że cokolwiek o mnie pamięta. Z drugim Chińczykiem piszę prywatne e-maile i myślałam, że jest on tylko jednym z pracowników firmy, zajmujących się sprzedażą, a tu nagle okazało się, że flirtuję z samym bossem, no super. W ogóle to jest zajebista persona, bo wyobraźcie sobie, że codziennie chodzi na pakiernię i redukuje masę, którą robił przez ostatni rok. Wysłał mi swoje zdjęcie, a tu wyrobiony Chińczyk - mało spotykane. :D Jak już jestem przy temacie Chin i ich obywateli; mój były niedoszły chłopak ma kumpla na roku, który jest synem jakiegoś tam milionera chińskiego. Synek pewnego dnia przyszedł pożalić się, że dziewczyna z nim zerwała, a jej utrzymanie kosztowało go miesięcznie $80,000 i czego niby jej brakowało? LOL - chyba na prędce zacznę uczyć się chińskiego, bo też chcę takiego chłopa. :D W sumie nie do końca wiem na co mogłabym tyle kasy miesięcznie wydawać, bo ileż można ubierać się w Chanelach, ale jak mus to mus. xD
Jeszcze trzy tygodnie i będzie po mikrobiologii. Egzamin praktyczny będę miała po Wielkanocy, a na początku czerwca teoria. Mam zamiar rozwalić to na 4,5, w końcu to mój naj przedmiot, ale zapewne skończy się tylko na marzeniach. [*]
Z biofizyki o dziwo zaliczyłam obydwa kolokwia. Chamstwo, bo laboratorium z polaryzacji wymagało ciut wiedzy z biochemii, a to mała niespodzianka była. Nagle pojawił się ogromny zapytajnik nad głową i "jak mam rozcieńczyć 20% sacharozę do 7,5%?" xD Na szczęście koła zębate w główce zaczęły działać i rozwikłałam tę jakże trudną zagadkę. :DD W ogóle biofizyka od zawsze dziwna była, ale jeszcze do tej pory nigdy nie spotkałam się z takim czymś, aby jakiś przedmiot podzielić na MILION tematów i rozdzielić je pomiędzy MILION grup dwuosobowych i ustanowić zasadę o tym, że co tydzień każda grupa ma kolokwium z INNEGO tematu. xD Przeciwdziałanie zgapialstwu - sprytne, co? :D
poniedziałek, 2 marca 2015
Autopsja z bliska
Weszliśmy na salę, w której w półokręgu na wzniesieniach stoimy i oglądamy jak technik i lekarz bawią się z "trupkiem". Na kamiennym stole leżał już zaszyty sznurkiem (!) pan, więc wzięli go rzucili na metalowe łóżko (odłos jaki towarzyszy walnięciu czachą w ścianę możecie sobie wyobrazić) i wywieźli, aby w czarnym worku wwieźć nowego pacjenta - nawijmy to tak. Wcześniej jak przychodziliśmy, to pacjent już był gotowy na stole i nie mieliśmy okazji oglądać sposobu w jaki obchodzą się z ciałami. Nie uważam, aby to było złe, bo rozumiem, że we dwie osoby unieść 100kg osobę nie jest łatwo, ale to jebut głowy o kamień nie było miłe. ;<
Obaj panowie mieli otwarte oczy, więc jak stałam w rzędzie na wysokości stołu, to pan patrzył sobie na mnie swoimi niebieskimi oczami, których nienawidzę, bo same z siebie wydają mi się martwe.
Zmarł kilka dni temu, przywieziony ze szpitala. Był alkoholikiem, palaczem, miał ephysemę, brain oedema (bo mózg był kleisty), psoriasis, ogromnie powiększoną wątrobę, jakiś stan zapalny (z krwi to wyszło, a potem potwierdziło się, bo znaleźliśmy to w nerce), anemię, zapalenie płuc i z nadnerczami było coś nie tak, jakieś ciut małe się okazały. Dolegliwości sporo, ale mimo wszystko przyczyny zgonu nie znali. Był bezdomny i dałam mu lat 70, a okazało się, że miał 51, także możecie sobie wyobrazić jaki był zniszczony. Chudziutki jak patyczek, to wiadomo. Jak na swój styl życia, to zmarł tak, jak każdy by chciał - we śnie.
Najpierw technik rozciął mu skórę z głowy i naciągnął ją na twarz, aby móc przepiłować czaszkę, coby dostać się do mózgu. Podnieciłam się z kolegą z grupy strasznie, bo jak wyciągał mózg, to po odchyleniu go od czachy, widać było optic chiasm, optic tract i olfactory tract, COŚ PIĘKNEGO zobaczyć to na żywo, a nie w atlasie! Wcale nie jest żółte jak Sobotta i Thieme pokazują, tylko białe. :-P Przynajmniej u tego pana. Porozcinaliśmy mózg, który wygląda jak marshmallow i doszliśmy do wniosku, że miał w nim odmę i coś szarego na powierzchni, co nie wiadomo, czym mogło być. Potem technik rozciął skórę na klatce piersiowej, wyciął obojczyki i dobrał się do żeber, a posłużył się do tego nożycami do blachy. Dźwięk (szczękanie) - wrażenia nie do zapomnienia, aż mnie zaczęło boleć, choć w sumie nie robi to na mnie wrażenia, bo to w końcu coś, co chcę w przyszłości robić. Wyjęliśmy wszystko ze środka (chyba ostatnio wspominałam, że kolejnym cudnym przeżyciem jest oglądanie jak technik ciągnie za tchawicę i wyrywa ją wraz z przełykiem z językiem na szczycie i potem kładzie na takim kratkowanym stole, krew skapuje, płuca fajnie się rozpływają) i zabraliśmy się za oddzielaniem messentery od jelit. Trochę zabawy było, bo jelita krótkie nie są.
Oglądanie organów zaczęło się od rozcięcia przełyku, tchawicy i oskrzeli, aby potem rozciąć płuca na połówki i zobaczyć, co w nich się działo (u nas wyszło zapalenie lewego płuca.) Dużo krwi się polało, bo to mocno ukrwiony organ. Potem było serce, odcięliśmy apex (sprawdzaliśmy czy mięsień sercowy był odpowiedniego koloru i grubości, bo zmiany świadczą o różnego rodzaju przypadkach typu zawał, zapaść itd), pozaglądaliśmy do coronary arteries (takie tyci nożyczki do rozcinania służą ku temu.) Wcześniej jeszcze thyroid gland sprawdzaliśmy (rozmiar, etc), potem nadnercza i nerki (tu też powinno być dużo krwi, ale u nas nie było, co pewnie było spowodowane anemią), żołądek, śledziona i wątroba, która w sumie też była suchutka, a powinna wylewać się z niej mocno krew. Była tak duża, że waga nie miała aż takiej skali, by dobrze ją zważyć. xdd Następnie zamykaliśmy oczy, bo przyszedł czas na woreczek żółciowy :D (można oślepnąć, jeśli dostanie się jego zawartością w oko) Oczywiście skrzywienie z biochemii i zaczęliśmy się pytać o primary bile acids itd. xdd Na końcu oglądaliśmy pęcherz i jelita, ale tu nic spektakularnego nie znaleźliśmy. Podobało mi się jak technik KUCHENNĄ CHOCHLĄ wypompowywał krew z dna klatki piersiowej. W ogóle przyrządy do sekcji są rodem z kuchennych rewolucji. Noże, noże i jeszcze raz noże, nożyczki, chochle..
Potem zaszywaliśmy pana ooooooooogromną igłą ze sznurkiem, którym czasami paczki są okręcone, także to też było szokujące, przynajmniej dla mnie. Oczywiście wszystkie organy były byle jak wrzucone do "dziury", która pozostała po tym jak całą zawartość wyjęliśmy na kamienny stół. Kawałki organów zostały pobrane na mikroskopy, więc patomorfolodzy będą mieli co robić. :-P
Podsumowując: rozcinana czaszka pachnie jak borowanie u dentysty, smród nieboszczyka niby nie jest jakiś super przyjemny, niektórych muli, a gwiazdy roku smarowały nosy jakimiś rozgrzewającymi, miętowymi maściami, ale dla mnie to dziwne, bo po 3 minutach nos przyzwyczaja się do zapachu i nie czuć tego charakterystycznego smrodu.
A wiecie co jest najlepsze? Że zgadałam się z doktorem i powiedział, że jak będą sekcje, to będzie po mnie dzwonił, to będę mogła sobie sam na sam z nim pociąć, jak studentów nie będzie. <333 BOOOSKO!! Będę miała okazję z bliska zobaczyć, czy to co skierowało mnie na medycynę, to to, co będę robiła w przyszłości. Jestem mega zajarana! Inni jak słyszeli, że umawiam się z nim, też próbowali się podczepić, ale dzielny doktorek schował kartkę z moimi danymi i wyszedł z sali. :-D Nie to, że jestem samolubem, no ale uważam, że to coś w stylu "ooo zapiszę się też, a potem będę miał w dupie." albo "poudzielam się dla samego poudzielania, kij, że średnio mnie to interesuje i zatykam nos, bo trup wali".
Obaj panowie mieli otwarte oczy, więc jak stałam w rzędzie na wysokości stołu, to pan patrzył sobie na mnie swoimi niebieskimi oczami, których nienawidzę, bo same z siebie wydają mi się martwe.
Zmarł kilka dni temu, przywieziony ze szpitala. Był alkoholikiem, palaczem, miał ephysemę, brain oedema (bo mózg był kleisty), psoriasis, ogromnie powiększoną wątrobę, jakiś stan zapalny (z krwi to wyszło, a potem potwierdziło się, bo znaleźliśmy to w nerce), anemię, zapalenie płuc i z nadnerczami było coś nie tak, jakieś ciut małe się okazały. Dolegliwości sporo, ale mimo wszystko przyczyny zgonu nie znali. Był bezdomny i dałam mu lat 70, a okazało się, że miał 51, także możecie sobie wyobrazić jaki był zniszczony. Chudziutki jak patyczek, to wiadomo. Jak na swój styl życia, to zmarł tak, jak każdy by chciał - we śnie.
Najpierw technik rozciął mu skórę z głowy i naciągnął ją na twarz, aby móc przepiłować czaszkę, coby dostać się do mózgu. Podnieciłam się z kolegą z grupy strasznie, bo jak wyciągał mózg, to po odchyleniu go od czachy, widać było optic chiasm, optic tract i olfactory tract, COŚ PIĘKNEGO zobaczyć to na żywo, a nie w atlasie! Wcale nie jest żółte jak Sobotta i Thieme pokazują, tylko białe. :-P Przynajmniej u tego pana. Porozcinaliśmy mózg, który wygląda jak marshmallow i doszliśmy do wniosku, że miał w nim odmę i coś szarego na powierzchni, co nie wiadomo, czym mogło być. Potem technik rozciął skórę na klatce piersiowej, wyciął obojczyki i dobrał się do żeber, a posłużył się do tego nożycami do blachy. Dźwięk (szczękanie) - wrażenia nie do zapomnienia, aż mnie zaczęło boleć, choć w sumie nie robi to na mnie wrażenia, bo to w końcu coś, co chcę w przyszłości robić. Wyjęliśmy wszystko ze środka (chyba ostatnio wspominałam, że kolejnym cudnym przeżyciem jest oglądanie jak technik ciągnie za tchawicę i wyrywa ją wraz z przełykiem z językiem na szczycie i potem kładzie na takim kratkowanym stole, krew skapuje, płuca fajnie się rozpływają) i zabraliśmy się za oddzielaniem messentery od jelit. Trochę zabawy było, bo jelita krótkie nie są.
Oglądanie organów zaczęło się od rozcięcia przełyku, tchawicy i oskrzeli, aby potem rozciąć płuca na połówki i zobaczyć, co w nich się działo (u nas wyszło zapalenie lewego płuca.) Dużo krwi się polało, bo to mocno ukrwiony organ. Potem było serce, odcięliśmy apex (sprawdzaliśmy czy mięsień sercowy był odpowiedniego koloru i grubości, bo zmiany świadczą o różnego rodzaju przypadkach typu zawał, zapaść itd), pozaglądaliśmy do coronary arteries (takie tyci nożyczki do rozcinania służą ku temu.) Wcześniej jeszcze thyroid gland sprawdzaliśmy (rozmiar, etc), potem nadnercza i nerki (tu też powinno być dużo krwi, ale u nas nie było, co pewnie było spowodowane anemią), żołądek, śledziona i wątroba, która w sumie też była suchutka, a powinna wylewać się z niej mocno krew. Była tak duża, że waga nie miała aż takiej skali, by dobrze ją zważyć. xdd Następnie zamykaliśmy oczy, bo przyszedł czas na woreczek żółciowy :D (można oślepnąć, jeśli dostanie się jego zawartością w oko) Oczywiście skrzywienie z biochemii i zaczęliśmy się pytać o primary bile acids itd. xdd Na końcu oglądaliśmy pęcherz i jelita, ale tu nic spektakularnego nie znaleźliśmy. Podobało mi się jak technik KUCHENNĄ CHOCHLĄ wypompowywał krew z dna klatki piersiowej. W ogóle przyrządy do sekcji są rodem z kuchennych rewolucji. Noże, noże i jeszcze raz noże, nożyczki, chochle..
Potem zaszywaliśmy pana ooooooooogromną igłą ze sznurkiem, którym czasami paczki są okręcone, także to też było szokujące, przynajmniej dla mnie. Oczywiście wszystkie organy były byle jak wrzucone do "dziury", która pozostała po tym jak całą zawartość wyjęliśmy na kamienny stół. Kawałki organów zostały pobrane na mikroskopy, więc patomorfolodzy będą mieli co robić. :-P
Podsumowując: rozcinana czaszka pachnie jak borowanie u dentysty, smród nieboszczyka niby nie jest jakiś super przyjemny, niektórych muli, a gwiazdy roku smarowały nosy jakimiś rozgrzewającymi, miętowymi maściami, ale dla mnie to dziwne, bo po 3 minutach nos przyzwyczaja się do zapachu i nie czuć tego charakterystycznego smrodu.
A wiecie co jest najlepsze? Że zgadałam się z doktorem i powiedział, że jak będą sekcje, to będzie po mnie dzwonił, to będę mogła sobie sam na sam z nim pociąć, jak studentów nie będzie. <333 BOOOSKO!! Będę miała okazję z bliska zobaczyć, czy to co skierowało mnie na medycynę, to to, co będę robiła w przyszłości. Jestem mega zajarana! Inni jak słyszeli, że umawiam się z nim, też próbowali się podczepić, ale dzielny doktorek schował kartkę z moimi danymi i wyszedł z sali. :-D Nie to, że jestem samolubem, no ale uważam, że to coś w stylu "ooo zapiszę się też, a potem będę miał w dupie." albo "poudzielam się dla samego poudzielania, kij, że średnio mnie to interesuje i zatykam nos, bo trup wali".
Subskrybuj:
Posty (Atom)