Dziś może mało medycznie, ale o temacie związanym, mianowicie o studentach medycyny na mojej uczelni. Nie wiem do jakiego wariatkowa trafiłam, bo to zbiegowisko Niemco-Kanadyjczyko-Amerykano-Szwedów, to jakieś konie rozpłodowe, które krzyżują się ze sobą na krzyż i wcale nie widzą w tym nic złego, że codziennie mijają się na korytarzu/są w jednej grupie. Mi by się dziwnie w przygodny sposób spało z kimś z kim mam codziennie zajęcia i wykłady, no ale jak kto woli. W ogóle mega gardzę bzykaniem się na krzyż i mimo, że w grupie mam trzy największe dupeczki roku, to szybko przestali mi się podobać, jak dotarła do mnie informacja o tym co wyprawiają. Szczyt hipokryzji, bo pamiętam sytuację sprzed roku, kiedy spytali o mój związek czy jest to big love, powiedziałam, że nie, to skomentowali, że "wykorzystuje chłopaka." Jeszcze wtedy miałam o nich dobre zdanie, a szkoda, bo powiedziałabym co o nich myślę. W dodatku starosta roku daje przykład i sam przoduje w dawaniu na boki, także jak dla mnie gonorrhea all around!!
Kolejny kontrowersyjny temat, to temat pieniędzy. Na początku myślałam, że wszyscy są kasiaści, no bo tyle kasy bulić rocznie, to dość sporo, ale jak się okazało, nie do końca jest jak myślę. Mimo, że mają ojro, dolary i inne dobrze stojące waluty, to mają problem z budżetem. Kij w to, że żadne z nich nie ma auta, ale każda laska łazi z torebkami LV i MK, każdy ma makzbuka, ajsrona i inne "fancy stuff.", więc wydawało mi się, że mamona jest. Wyklarowała się sytuacja, która nieco mnie zdziwiła i zbulwersowała zarazem. Dużo osób oblało biochemię. Powinni zacząć ją w tym semestrze od nowa z pierwszym rokiem, ALE... nie zaczną, bo nie mają kasy na opłacenie kursu. Trochę beka nie mieć $1,500 na kurs poprakowy, ale nosić się z super hiper markowymi gadżetami. Ostatnio słuchałam opowieści pewnej damy, że kupiła sobie trampki od LOBUTĄ (zostałam poprawiona za wymowę lobutin) i musi teraz oszczędzać, bo się spłukała! Serio? Skoro nie masz kasy, to na kij Ci takie trampki żeby potem przez miesiąc w ramach oszczędności trawę gryźć? Ów pani od lobutą miała akcję z właścicielem mieszkania u którego wynajmowała, bo wyniosła się w połowie miesiąca i uważała, że z tego tytułu płacić już za wynajem nie musi wcale. Ale ona jest bogata, jakby kto pytał, bo przecież ma markowe butki i torebki. xd Kolejne przykłady "bogactwa" to osobniki, które twierdzą, że mają auto. Ostatnio mieliśmy jakieś badania naukowe prowadzone i szła ankieta, która badała związek pomiędzy doinformowaniem, a zamożnością i pojawiły się pytania np. o auto czy się je ma, a jeśli tak to jakie. I moi durni znajomi mieli dylemat, KTÓRE auto wpisać, bo mają DWA! Co z tego, że jednym jeździ matka, drugim ojciec, ale oni mają dwa. xDD Wiecie co? Śmiech na sali. W cholerę masz to auto, zwłaszcza, że przez 10 miesięcy w roku nie widziałam go ani razu na oczy, a dwa, że zanim je weźmiesz, to familię musisz pytać czy możesz. xd No, ale mają auto, ok. Kolejna gwiazda nie poszła do kogoś na urodziny, bo "nie ma pieniędzy na prezent", ale po weekendzie przyszła na uczelnię w nowym szaliku z lisa. Podobnych przykładów mogłabym wyszukiwać w nieskończoność, ale aż zaczynam się denerwować jak o tym piszę. Może mi ktoś wytłumaczyć po co się tak sztucznie pokazywać skoro nie prezentuje się nic poza przerostem formy nad treścią? Dużo koleżanek z roku mnie bardzo nie lubi tylko dlatego, że jeżdżę autem jakim jeżdżę, jakby to rzeczywiście był powód do nienawiści. Jeszcze bardziej im żal dupę skręca, że moi rodzice zarabiają w PLNach, które są 3-4x mniej warte niż ojro/dolar, więc teoretycznie z samego tytułu mieszkania w bogatych krajach powinny świecić pieniądzem, a tu ups, niespodzianka, patelnia w twarz, bo Polka-srolka jest bogatsza, o nieee! Nigdy nie wywyższałam się z powodu zamożności, ale chyba powinnam zacząć wpasowywać się w otoczenie, jebnąć na instagrama 7 ekskluzywnych aut, które są w domu, do tego posiadłości i inne gadżety, bo to przecież ten cool styl życia, który prowadzą znajomi z roku. Żenuaria max.
Jak tak czasami patrzę jacy durni życiowo ludzie mają zostać lekarzami, to aż mam ochotę walnąć głową w stół.
PS. "Bogacze" świata prawie nie widzieli, bo poza swoim krajem, to oni do tej pory nigdzie jeszcze nie byli. Mój ojciec musi kraść skoro od 15 lat podróżujemy daaaleko poza europejski kontynent i nawet dostałam pytanie czy nie jest z rządu. XDD Padłam.
Update; [18.03]
Tak mnie jeszcze natchnęło; jak już jestem przy temacie studentów, to dodam jeszcze jeden dość ważny aspekt. Nie wiem jak na innych uczelniach, ale na mojej teoria o tym, że studenci medycyny sporo pompują w żyły jest jak najbardziej prawdą. Strasznie dużo mam ludzi na roku, którzy nie dają rady z ciśnieniem i wspomagają się różnymi dopalaczami. Jedni mniej, drudzy więcej, jedni lżejszymi, inni aż po amfe sięgają. Najlepsza studentka roku jedzie na tabletkach dla dzieci z ADHD, haha. Dostała jakieś krzywe stwierdzenie o ADHD, wykupuje recepty na prawie $150/opakowanie i jest szczęśliwa. Nie do końca do mnie trafia powód takiego dopalania się, bo wszystko fajnie, zdasz kolokwia i egzaminy, ale jak przestaniesz brać dragi, to wszystko w ekspresowym tempie zapomnisz i jaki potem będzie z Ciebie lekarz? Kilka osób już się na tym przejechało i wylądowało w szpitalu. Mają teraz problem, bo rozwalili sobie cały układ pokarmowy i muszą lecieć na jakiś super restrykcyjnych dietach pt. specjalnie wyznaczony posiłek o 7:00, 10:30, 13:00 itd, i potem na zajęcia się spóźniają, bo dieta. xd Strach w dupę zajrzał i nagle już wyniki w nauce spadły, poprawa za poprawą, brak obecności, ucieczki przed testami.
Do tego dochodzą jeszcze imprezy. Jak bardzo trzeba być głupim, aby imprezować, zalewać mordę na bibkach do takiego stanu, że zaczynasz się zabawiać z koleżanką na oczach innych, a przy tym jeszcze brać dragi, aby co? Dodać dreszczyku emocji, że można po tym szybko zejść z tego świata i zmarnować pieniądze rodziców, bo bez sensu zainwestowali w nieodpowiedzialne dzidzi? Przyszli lekarze, elita...
Naprawdę Ci współczuję, że musisz z takimi osobnikami studiować. A tak z innej beczki: mnie zawsze zazdroszczono, że mam matkę na stanowisku, w Wydziale Oświaty mojego Miasta,i mówili, że dzięki temu będę mieć pracę zawsze, i guzik prawda: moją szkołę matkę zlikwidowano, a w pozostałych szkołach (uzupełniałem etat) musiałem oddać starszym nauczycielom godziny, bo pojawiły się redukcje i łączenie klas. Tak więc Matka nie pomogła, ani jej stanowisko, ani jej przychylny mi jej szef. Zostałem na lodzie i utrzymuję się z korków i pisania prac, kokosy to może nie są, ale na swoje wydatki mam. A wracając do tematu: najlepiej olewaj tych palantów i te palantki :)
OdpowiedzUsuńPS. Wzbudzam też często zawiść bo moi rodzice zabezpieczyli moją przyszłość, całe życie ciężko harowali, żebyśmy z siostrą mieli lepsze życie niż oni sami, i jak ktoś się o tym dowiaduje, że mogę studiować medycynę po trzydziestce, bo mnie na to stać (niekoniecznie studia niestacjonarne), to mu dupę chce urwać. Ale też się tym nie przejmuję. A jak pracowałem zawodowo przez 5 lat w edukacji, to często mnie pomijano przy wszelkich nagrodach, dodatkach, itd. bo mówiono, że "Pan X jest przecież bogaty z domu". Ręce opadały, ale miałem to w 4 literach. A pracę też straciłem z tego powodu: bo Pani XYZ ma rodzinę a pan X - czyli Ja , rodziny nie ma. Ręce opadają...
OdpowiedzUsuńGeneralnie to oni mi nie przeszkadzają, bo ani nie zamierzam się z nimi jakoś szczególnie asymilować, ponieważ bardzo nie imponuje mi jak ktoś żyje kasą, imprezami i potrzebami fizjologicznymi, ani nie przeszkadzają mi oni zbytnio, gdyż trzymam się ze swoimi znajomymi spoza wypuszczonych z dżungli osobników, więc nie męczą mnie swoją głupotą, ale jak urodzi się jakaś sensacja, to nie wierzę w to, co słyszę. xD
UsuńZ tym "byciem ustawionym" to też często jest właśnie na odwrót, bo wyższa osoba nad naszym bliskim często boi się oceny, że "zrobił coś po znajomości", no i wychodzi jak wychodzi. Co do korków to nawet dobra opcja, jeśli ktoś się ustawi godzinami, to można 2x tyle urobić jak w szkole. Przynajmniej ja przy swoich 10h korków/tydzień wyrabiam średnią krajową, o ile wszystkie zajęcia mają miejsce, aczkolwiek to się rzadko zdarza.
Ech, to jest mega niesprawiedliwe, bo dodatek należy się każdemu, kto na to zasłużył, a nie temu kto jest biedniejszy, ugh. Trochę Cię życie pokopało; z moich wierzeń wynika, że czas na zadośćuczynienie.
Rozumiem Twoje rozżalenie osobami, z którymi studiujesz. Ja pewnie także nie potrafiłabym tego znieść. Aż razi po oczach ta ich głupota. Jak ci ludzie dostali się na uniwersytet? A co dopiero, jeśli zdadzą egzaminy i staną się lekarzami. Jestem święcie przekonana, że zrobili to dla pieniędzy. Przynajmniej na to wygląda... Ach, sama się zdenerwowałam :D
OdpowiedzUsuńZ dostaniem problemu nie było, bo oceny mają dobre, uczą się świetnie, ale życiowo są żałośnie głupi. Jasne, że wybrali lekarski dla pieniędzy. :)
UsuńMam pytanie, spotkałam się ze stwierdzeniem że gdy ktoś się dostanie już na te studia to ciężko jest wylecieć "trzeba się o to postarać" czy ma to pokrycie w rzeczywistosci? Asystenci idą na rękę jeśli chodzi o poprawy egzaminów?
OdpowiedzUsuńp.s świetny blog!! :)
Tez o tym slyszalam i ma to pokrycie w rzeczywistosci, ale w Polsce na studiach stacjonarnych (na niestacjo mozliwe tez, bo jedni od drugich praktycznie niczym sie nie roznia.) U mnie sporo placimy za nauke i troche to inaczej wyglada, prowadzacy raczej patrza na nas jak na mozliwosc zarobku i czekaja na kazde potkniecie, bo poprawa kursu liczy sie w trzech dolarowych zerach na koncu. Przy poprawach kolokwiow/egzaminow im dalej w las, tym gorzej, bo nastawiaja sie na oblanie jak najwiekszej czesci. Nie daja dodatkowych terminow (sa tylko trzy, a potem poprawa kursu.) Na pierwszym roku calkowicie uwalili 30 osob (musza poprawiac I rok), teraz na biochemii na koniec siadlo 20 osob, a jeszcze 30 nie zdalo w tamtym roku semestru, takze razem polowa roku musi bulic dodatkowo. Co roku jest jeden/dwa przedmioty, ktore sa nastawione na zarobek, wiec jak ktos da sie wpedzic w bledne kolo popraw, to zle to wrozy.
UsuńDziekuje! :)
Dziekuje za odpowiedz ;)
OdpowiedzUsuńjescze interesuje mnie taka kwestia, czy dana osoba ktora to nie jest super zdolna , racej przecietna (potrzebuje czasu na powtorki) jest w stanie poradzic sobie na medycynie?
Powiedz prosze jak to jest generalnie z utrzymaniem sie na tych studiach? czy to az takie arcytrudne?
Nie jest to arcytrudne, o ile człowiek potrafi odmówić sobie np. imprezowania, spotkań ze znajomymi i tego typu przyjemności, w okresach, kiedy trzeba przysiąść, bo jest nawał kolosów. Bycie zdyscyplinowanym i systematycznym naprawdę wystarczy. Głowa do góry, na pewno sobie poradzisz, nie martw się na zapas. :) Powiem Ci też, że z własnych obserwacji widzę, że Ci, którzy przodowali w liceum, na studiach nagle stają się przeciętniakami/mają problemy, bo systemy liceum-studia duuużo się od siebie różnią, także warto patrzeć na studia jako nowy rozdział, który zaczyna się od zera (plusem jest to, że na uczelni nie ma się 16 przedmiotów tygodniowo :P)
UsuńDziękuje za słowa wsparcia ;)
OdpowiedzUsuńA proszę powiedz ,osoby które odpadły rzeczywiście mało robią? z czego głownie wynika odpadniecie?
Nie ma za co, warto walczyć, bo nie taki diabeł straszny jak go malują. :)
UsuńCi, co odpadli, to na własne życzenie to zrobili. Można nie zdać jednego/dwóch przedmiotów, ale jak ktoś nie zdaje więcej (wtedy wywalają z roku), no to już naprawdę trzeba się o to postarać. Odpadają, bo myślą, że medycyna niczym nie różni się od innych kierunków, więc mogą sobie balować ile wlezie, uczyć się na ostatni moment lub nie przychodzić na zajęcia, bo mają kaca/lenia/nie nauczyli się na pytanie, no ale na szczęście są w błędzie. U siebie mam w grupie kilku osobników, co wiecznie mają ważniejsze rzeczy do roboty niż nauka do koła (np. trzeba pójść na mecz hokeja, kosza, pojeździć na łyżwach, połazić po sklepach, itd) i potem od samego początku semestru jadą na poprawach popraw i do ostatniej chwili nie wiedzą czy uda im się zdać semestr/rok. xd Aż w końcu bat się w tym roku nakręcił i mają dwa niezaliczone przedmioty, także palec boży się kiwa, bo już więcej mieć nie mogą. :D
Jestem przerażony ostatnim fragmentem, takie coś nie powinno mieć miejsca. To są ludzie którzy w przyszłości będą decydować o naszym życiu.
OdpowiedzUsuńAle ty się tam trzymaj, miej swoja głowę i obstawaj przy swoim. Koledzy nie pomogą ci w dalszym życiu, a jak już coś to pomogą ci je zniszczyć.