Miłość do azjatyckiej części świata zaczęła się jakieś 10 lat temu, kiedy stałam na placu Tian'anmen i słuchałam szwedzkiej przewodniczki opowiadającej o proteście studentów z '89 roku. Strasznie padało, więc nastrój był całkowicie dopełniony. Kilka lat później z ojcem wybrałam się na wyjazd służbowy. Potrzebny był zaufany tłumacz, a kto byłby lepszy jak nie córuś. :) Kilka tygodni spędzone w kilku miastach zrobiły swoje. Potem wyjazd do Japonii, która okazała się dość biedna w zabytki i Tokio było największą atrakcją. Mam bliski kontakt z kilkoma kontrahentami taty i są to niezwykle intrygujący ludzie. Są strasznie ciekawi świata, tego jak jest gdzieś indziej, bez znaczenia z którego azjatyckiego kraju pochodzą, chęć poznania mają tą samą.
To jedna z chwil, w których nie lubię mieć wyboru. Nie byłoby go, problem z głowy. Jest, to teraz wielkie zastanawianie "a może by tak..."
PS. Niesamowite jest to, że ci lalkowo wyglądający chłopcy przechodzą przez 2 lata przymusowego wojska, fajnie nie? :D W Polsce wojak mógłby wrócić, korposzczurki w garniakach kraju nie obronią.
PS2. Dokopię się do odpowiedniego pena, to powrzucam jakieś zdjęcia.
Od jakiegoś czasu chodzę kilka metrów nad ziemią!
Odwiedzilas most bez powrotu ? Bylas w DMZ ?
OdpowiedzUsuńNie
UsuńTo ciekawa informacja, ze masz takie ciągoty na Daleki Wschód. A mówisz którymś z tych języków?
OdpowiedzUsuńKilka metrów nad ziemia powiadasz:D
Nie, więc lipson trochę. ;<
UsuńPowiadam. *brewki*