niedziela, 22 lutego 2015

Biofizyka i niedoszła kariera sportowa

Tak jak podejrzewałam; mój najbardziej znienawidzony (i najmniej zrozumiały) przedmiot ever będzie przedmiotem wiodącym czwartego semestru. :D Żyć nie umierać. Od razu przypomina mi się fizyka z gimnazjum, gdzie w którejś klasie miałam same jedynki i groziło mi niezdanie, aż w końcu docisnęłam jakiś najważniejszy końcoworoczny sprawdzian na (uwaga!) 5+ i zdałam. To jeden z miliona przykładów, że trzeba położyć mi nóż na gardle, a nagle wyjdzie ze mnie Einstein i da Vinci w jednym. Coś czuję, że podobnie będzie w tym semestrze.

Po lekcji intro już wiem, że co tydzień (!) będę miała wejściówki z jakże ważnego przedmiotu - biofizyki. (Na anatomii nie było aż tak ostro. xD) Co dwa tygodnie kolokwium i do tego jakieś zdechłe prezentacje co tydzień, które nie wiem co mają wnieść, bo skoro i tak każdy ma przyjść na zajęcia obkuty od A do Z, to po co produkować się z prezentacjami, które obejmują ten sam materiał? >.<' Jak dla mnie to znak, że znacznie za dużo czasu dziekanat poświęcił na biofizykę, a mógł dołożyć godzin do mikrobiologii, na której brakuje nam czasu, aby przerobic wirusy i grzyby, co skutkuje tym, że do egzaminu mamy opracować je samodzielnie. :)))

Na biolożce jest fajny pan, przez co zajęcia są bardzo śmieszne i nie wiadomo gdzie te prawie trzy godziny mijają. Może piątki nie będą takie straszne, jakie się wydają?

Kilka dni temu zakupiłam sportowe odzienie, więc jestem gotowa na rozpoczęcie przygody ze squashem. :D Czas się zacząć ruszać, bo trochę żal mi dupę skręca, że jeszcze 10 lat temu malowała się przede mną kariera sportowa, a dzięki wspaniałomyślnym rodzicom, który stwierdzili, że ze sportu, to nic nie ma, tylko kontuzje i bezrobocie, prawdopodobnie straciłam całkiem fajny kawałek życia. Czego się nie dotknęłam, to we wszystkim byłam najlepsza. W podstawówce mając niespełna 12 lat, w dal skakałam prawie 4m, konno śmigałam bez strzemion i sam właściciel stajni przychodził oglądać moje treningi, a teraz co? Stos książek i brak kondycji. Warunki fizyczne średnio motywują mnie do roboty, bo sama z siebie wyglądam lepiej niż 70% kobiet tyrających na siłce, a nie robiąc nic założę sobie nogi na głowę, zrobię szpagat, kwiat lotosu i inne dziwne wygibasy (mama ma +40 i nadal robi szpagat bez rozciągania), ale chyba czas zrobić coś z wyrzutami sumienia, że natura dała mi warunki, a ja je marnuje.. Rok temu urodził mi się źrebak, więc mam dwa lata na powrót do jazdy konnej i może spełnię swoje marzenie i ujeżdżę własnego konia? W sumie tu też jest kolejny ból. Kiedyś miałam bardzo dobry kontakt z jedną ze swoich klaczek (aktualnie mam 3 konie) i nie potrzebowałam uwiązu ani kantaru, aby zaprowadzić ją gdzieś, bo sama szła za mną jak osiołek (głowa oparta na moim ramieniu), ja stawałam, ona też. Pewnego razu do stajni przyjechał weterynarz i miał szczepić konie. Wszystkie zaszczepił, ale oczywiście moje były na tyle dowcipne, że uciekały po całym pastwisku i nie dały do siebie podejść bliżej niż na 10m. Nie pomagały marchewki, siano, owies, kukurydza, NIC. Zadzwonili po mnie, przyjechałam do stajni, weszłam na pastwisko i co? Same do mnie przybiegły. Nawet nie musiałam ich trzymać jak weterynarz szczepił. Wszyscy w stajni przyglądali się z podziwem i wiecie co? Poszłam do gimnazjum, nauka stała się ważniejsza. Nie trudno zgadnąć, że wszystko padło, a koń się na mnie obraził i dziś z wielką łaską przyjdzie mnie powąchać. Nie dziwi mnie to, też bym się śmiertelnie obraziła na takiego właściciela.

7 komentarzy:

  1. O, też kiedyś jeździłam konno. Fajnie było, chlip.. Teraz to nawet na nartach nie byłam już 2 lata, wolę wyjeżdżać ze znajomymi, a oni tak średnio stoją z nartami.
    A biofizykę wspominam akurat całkiem dobrze. Może i była uciążliwa z tymi wejściówkami co tydzień, może kompletnie niepotrzebna, ale zajęcia były całkiem śmieszne, a i egzamin był ciekawy, miałam tyle ściąg, że nie wiedziałam jak je zapakować, żeby się nie mieszały xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahhhj jakoś mi tak smutno po tym poście. . .
    Jedyne co pozostaje to cieszyć się tym że jesteś na medycynie i dążysz do celu,który jest już coraz bliżej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Biofizyki chyba nikt nie wspomina dobrze.
    Zazdroszczę koni. Zawsze podziwiałam te piękne zwierzęta i chciałam nauczyć sie jeździć, niestety boję się ich panicznie więc chyba nic z tego ;)
    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeej, no ale rycie na pamięć bez sensu też jakiś tam swój urok ma :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, świetny blog :)
    Mam pytanie, byłabym bardzo wdzieczna za odpowiedz. Otóż mam 28 lat, w przyszlym roku planuje studia- medycyne w Bratysławie, w języku angielskim. Jednak od czasu do czasu mam wątpliwosci co do mojego wieku... czy na Twoim roku zdarzaja się osoby tak duzo starsze? czy orientujesz się czy taka osoba miałaby problemy z podjęciem specjalizacji? Jesli szczesliwie skoncze studia , chcialabym sie podjac specjalizacji zagranica..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. :)
      Na pierwszym roku miałam 29letnią pielęgniarkę i pełno osób +23-24, a także dwie osóby +30. Nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń. :-) Nadal studiuję i radzą sobie świetnie!
      Nie orientuję się co do specjalizacji, ale czemu miałaby taka osoba mieć problem? Przecież jest pełno lekarzy, którzy mają po 3-4 specjalizacje, a wiadomo, że tej ostatniej (ostatnich dwóch) nie robili mając 27 lat. Ze specjalizacją za granicą, to tylko dodatkowe testy Cię będą czekały i tyle. Uciążliwe jeśli chodzi o Stany i Kanadę.

      Usuń
  6. No pewnie, trzeba zadbać o ciało, skoro lubi ruch. Siedzenie wyłącznie nad książkami nie daje pełnej życiowej satysfakcji. Trzeba psychicznie odpocząć od parcia w jednym kierunku. Jazda konna - super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń