W życiu bym nie pomyślała, że załatwienie
apostille (świstek papieru bądź sama pieczątka, którą zostanę uraczona na swoim dyplomie i transkrypcie ocen przez sekretarza stanu po uiszczeniu odpowiedniej opłaty. Jest to potwierdzenie, że moje dokumenty rzeczywiście zostały wydane na terenie Stanów Zjednoczonych przez upoważnioną do tego jednostkę i pozwalają na podjęcie studiów.) będzie tak kłopotliwe. Chciałam zrobić przelew, ale oczywiście nie mogłam, bo nigdzie nie podano numeru konta. (Tak, w Stanach numer konta to święta sprawa i najlepiej jakby nikt go nie znał, co zresztą potwierdzają włamania na konta Obamy, Beyonce, Kim Kardashian i innych sławnych osób. :P) Mogłam do koperty z wysyłanymi papierami wrzucić albo czek (takiej formy płatności w Europie dzięki bogu się już nie używa) albo gotówkę (kto wrzuca gotówkę do listu?) albo potwierdzenie przekazu pieniężnego. Z racji tego, że została mi ostatnia możliwość uradowana poszłam do banku i poinformowałam panią w kasie, co pragnę uczynić. Kazała mi podać imię i nazwisko osoby fizycznej. Racja, mogłam podać wcześniej wymienionego sekretarza stanu, ale pod warunkiem, że poinformowałabym go o tym, że ma iść do kiosku i osobiście odebrać te moje nędzne $70, które przesyłam za wystawienie apostille. Trochę niewykonalne, prawda? Na szczęście główka pracuje, znajomi są uczynni i takim oto sposobem mój list będzie szedł bardzo, ale to bardzo okrężną drogą.
Aktualnie jestem na etapie szukania książek. Smutna wiadomość jest taka, że trochę będą do mnie szły.
Jakiś tydzień temu jadę sobie jadę, a tu taaaaaaki piękny facet biegnie. Ja na niego, on na mnie i to by było na tyle z tej ujmującej historii. Niestety ulica była taka, że nie za bardzo miałam się gdzie zatrzymać, a głupio mi było zawracać, bo może ma dziewczynę? Może już żonę? Dzieci? Szkoda, że ludzie nie mają na czole napisane wolny/zajęty, życie byłoby o wiele prostsze. :-D
Gdzie studiujesz? :)
OdpowiedzUsuńPozostawię to słodką tajemnicą. :)
Usuń