sobota, 5 marca 2016

[111] Love being a student

Na pediatrii przerobiliśmy morfologię wzdłuż i wszerz i w końcu wiem co się kryje pod niektórymi skrótami. Omówiliśmy trudne przypadki pacjentów tj. dziecko z anemią i np. zapaleniem płuc. Co najpierw leczyć, a co zrobić w przypadku super extra ostrej anemii i choroby bakteryjnej. Uwielbiam tę prowadzącą, jest super! Szkoda, że wszyscy tacy nie są, bo niestety na większości zajęć strach pytania zadawać, przecież "to już było!"

Na pulmonologii ordynator zrobił nam przepytkę z prześwietleń klatek piersiowych. Trochę śmiechu było jak po odpowiedzi każdego z nas przedstawił nam poziomy wiedzy studentów:

poziom I - patrzę i nie wiem na co patrzę, bo nic nie widzę
poziom II - patrzę i coś widzę, więc stwarzam rzeczy, których na prześwietleniu nie ma
poziom III - patrzę i wiem, co widzę

Reasumując: jesteśmy wszyscy na poziomie II. xD Oglądaliśmy przypadek sylikozy, który mimo zaprzestania pracy w kopalni kamienia, nadal postępował. Potem jakaś zakonnica z wszystkim możliwym, co tylko można mieć w płucach, nawet jej zdjęcia dostaliśmy do ręki i wyglądała średnio; biała jak ściana, wyłupiaste oczy i kości twarzy tak mocno zaznaczone, że aż oczy bolały. Zapytani o to, co widzimy, powiedzieliśmy, że tu i tu są cavities, na co ordynator rzekł "right, these are called student's cavities, they don't exist." xD Okazało się, że to po prostu powietrze w zbiegającym się łuku żebra pierwszego i drugiego. *ok*

Na internie trafiła nam się pacjentka gaduła jakiej świat jeszcze nie widział. Dostaliśmy 10 minut na przeprowadzenie wywiadu, phi, co to dla nas, już tyle razy to robiliśmy. :-D Pierwsze pytanie "z jakiego powodu trafiła pani do szpitala" i zaczęły się schody. Opowieść godna baśni Andersa i braci Grimm. Dosłownie coś w tym stylu "13 grudnia wieczorem, około godziny 20 poczułam ból. Nigdy takich bóli nie miewam, dlatego też przestraszyłam się." Mimo, że opowieść wydaje się bogata w szczegóły, tak naprawdę nic w niej nie było. Na pytanie jakie leki przyjmuje, dostaliśmy wodospad niepotrzebnych informacji o tym, że w karetce podali jej jakiś lek, który podwyższa potas i czy my o tym wiemy, że ten lek tak działa, bo ona nie wiedziała, blablabla. Summa summarum w 10 minut dowiedzieliśmy się tylko ile ma lat, że ma wielkie nadciśnienie (240 na ileś tam!), rodzice byli sercowcami i z tegoż też powodu zmarli, a ona miała operację uszu. Później przypadkiem okazało się, że ma schorzenia, o których nie raczyła wspomnieć, bo po co. Przyszedł lekarz prowadzący i powiedzieliśmy, że no niestety nie dało się, to później na korytarzu rzucił tylko "i wyobraźcie sobie takiego pacjenta w przychodni, gdzie macie na niego 15 minut." xD

Na immunologi oczywiście nie obyło się bez ekscesów. Zapytali trzy osoby, wszyscy pomyśleli uff koniec. Szepnęłam do znajomej obok "zaraz spyta kogoś jeszcze, zobaczysz." BAM! Rzeczywiście pytali dalej. Na kogo padło? Oczywiście, że na mnie. Na szczęście wybrnęłam z opresji i mam to już za sobą, więc mogę się chyba trochę rozleniwić? :-D

Na farmakologię dotarło tylko 6 osób, bo jakiś wypadek był i trochę śmiesznie, bo dziewczyny z drugiej grupy wpadły na zajęcia z interny z poharatanymi rękami i zapytaniem czy ktoś je opatrzy. xD Nie ma to jak determinacja dotarcia na zajęcia.

Doszłam do wniosku, że w momencie kiedy te studia się skończą, moje życie też się w pewnym sensie skończy. Pewnie brzmi to jak problemy życiowe nastolatki, ale gdy się na to spojrzy trochę dokładniej, postać rzeczy się zmienia. Nie będzie już tyle śmiechu, śmiesznych sytuacji, okazji do widzenia się; wszyscy porozjeżdżają się po różnych zakątkach świata i tyle. Strach pomyśleć, że połowa drogi już za nami. Chyba zostanę wiecznym studentem. :-DD

1 komentarz:

  1. Świetny ten post, poprawił mi humor w ten beznadziejny dzień. Asystentów masz pierwszorzędnych! :D

    A co do studiów samych w sobie, też tak czasem sobie myślę. Dokładam to tego jeszcze przemyślenia w stylu: czy mi czasem coś nie umyka w życiu przez nawał nauki i takich tam. Generalnie, taka mało ambitna życiowo się zrobiłam, że w wolnej chwili, zamiast gdzieś wyjść, pojechać, wolę siedzieć w domu i oglądać serial. Mam nadzieję, że jak się pojawi więcej słońca, to mi minie ten pozimowy letarg.. :d

    ~MsMalinowa.

    OdpowiedzUsuń