Weekend zaliczony pozytywnie. W sobotę do południa popracowałam, potem połaziłam po sklepach i zamówiłam buty. Mam nadzieję, że z innego salonu przyjdą niewymacane, bo szlag mnie trafia jak kobiety nubukowe buty ściagają nie za obcas, a za skórę, co powoduje, że tworzą się na niej rysy i wgniecenia. Nie uśmiecha mi się płacić dwieście euro za uszkodzone buty. Po powrocie do domu wzięło mnie na sprzątanie, więc wszystko teraz pięknie lśni, aż miło patrzeć. :-D
Niedzielę przeznaczyłam na naukę. Od rana męczę kalkulacje z farmakologii i nie umiem rozkminić jednego zadania tylko dlatego, że kombinuję, jak tu odpowiednio zapisać dawkę pacjentowi tak, aby nie tylko spełniała wszystkie kryteria, ale także aby jak najmniej pieniędzy wyciągnęła z jego portfela, bo po co kupować trzy butelki skoro można kupić dwie. Zagotuję się jak w końcu tego nie rozkminię! Wydaje się być proste, ale dawka akurat jest na tyle pokręcona, że wszystko komplikuje, buu.
A jutro to, co zawsze; uczelnia, praca, uczelnia, spanie. I nauka pomiędzy. :)
Pracujesz? Ale fajnie. Ciezko pogodzic to z uczelnia? Gdzie pracujesz? pozdr. :)
OdpowiedzUsuńLatwo nie jest, bo troche godzin tygodniowo mam (teraz 8, rok temu 11) przy czym weekendy mam wolne, ale jakos daje rade. Niestety wiaze sie to czasami z zawaleniem jakiegos kolokwium albo nie dostaniem 5 czy 4, ale generalnie jest dobrze. Jak sie chce, to wszystko sie da, tylko troche wyrzeczen to kosztuje. Angielskiego ucze.
UsuńPozdrawiam :)
Tej farmakologicznej kalkulacji mogłabyś nauczyć niejednego lekarza.. albo im wpoić, żeby chociaż czasem o tym pomyśleli. Eh. A jak sama też zaczynam słuchać i interesować się polityką koncernów farmakologicznych, to chyba czasem lepiej nie wiedzieć, jak nas ładnie grabią..
OdpowiedzUsuńI nie ma nic gorszego, jak 100x przymierzane buty w sklepie </3, też często upatrzę w sklepie i zamawiam potem przez internet :D