Mam nadzieję, że święta spędziliście w cudownej atmosferze, bez spięć i w upragnionym domowym zakątku. :-) Moje niestety były pełne zawirowań. Całe szczęście wszystko wróciło do normy i jeśli to prawda, że jaki nowy rok, taki cały rok, to powinnam zacząć skakać pod sufit z radości. Tyle szczęścia ile miałam od 31 grudnia do 5 stycznia, to przez wiele lat nie miałam. Tyle spontanicznych działań.. Uśmiech na usta się wkrada.
Przed przerwą świąteczną zdałam aminokwasy, więc mam je już z głowy. Parazytów ani genetyki niestety nie, więc czekają mnie dwie komisje za dwa tygodnie. Przygotowuję się na poprawę kursu za rok, ponieważ komisja jest niemalże nie do zdania. Niby nie jestem sama, bo 89 innych osób również, ale ciąży mi to. Dziwne, że tylko 11 osób zdało.
W czwartek mam praktyczny z anatomii. Szczęście się przyda.
Zastanawiam się czy na ferie nie pojechać na koncert Ellie Goulding. Akurat sesja pięknie mi się układa. Wyjazdy do Warszawy po Sylwestrze będą się mnie trzymały.
Byłam w Płocku i wiecie co? Bardzo pozytywne zdziwienie. Myślałam, że to jakaś mała pipidówa, gdzie dziura dziurę nakrywa, a tu takie zdziwienie. Trzypasmowe drogi w centrum, centra handlowe, ładnie ładnie. Z pewnością będę miała do tego miasta sentyment.
PS. Niech mnie ktoś zagoni do nauki, bo przeżywam kryzys i poświąteczne lenistwo.