sobota, 23 kwietnia 2016

[114] Emotional break down

Powoli czuję oddech zbliżającej się sesji i oczywiście coraz większy brak sił na naukę. Tak jak się ostatnio opieprzam, to już daaawno nie było. Ta luka między kołami nie działa dobrze, zamiast się uczyć, zajęłam się pracą. Z immunologii zostało mi do napisania ostatnie kolokwium, pediatrię już zakończyłam, z interny mamy jeszcze ostatnie zajęcia. Niedawno zaczęłam choroby zakaźne, zaraz wjedzie diagnostyka laboratoryjna, onkologia się kończy za tydzień, a za miesiąc koniec końców, czyli wakacjo-praktyki, szok. Towarzyszy mi nastrój typu "nic się nie uda, będzie strasznie." :-| Niby nie powinno być źle, bo daty egzaminów szczęśliwie porozkładane mam z odstępem dwóch tygodni jeden od drugiego, ale znając życie to niewiele pomoże. xd

Mieliśmy ciekawy przypadek. Półtora roczny pacjent z przetoką przełykowo-tchawiczą, zarośniętym odbytem i przetoką pęcherzowo-jelitową, a jakby tego było mało jąderka mu nie zeszły z jamy brzusznej. Operacje ma co trzy miesiące z racji, że przetoki tworzą mu się na nowo.
Kolejną pacjentką była trzyletnia dziewczynka ze sporą anemią. Na pytanie jak wygląda dieta dziecka, mama odpowiedziała, że je mleko. No wonder she's got anemia. :-))

Rozmawianie z onkologicznymi pacjentami nie jest wcale takie proste. W wywiadzie wszystko sprowadza się do raka i niezręcznie się czuję zadając pytania.
 


czwartek, 7 kwietnia 2016

[113] Spring break

Jakby komuś przyszło do głowy narzekać na polskie szkolnictwo, to powiem Wam, że powiedzenie "zawsze może być gorzej" i w tym wypadku ma pokrycie. W Japonii dzieci w szkole spędzają praktycznie całe swoje życie i tu nie żartuję wcale. W normalnej szkole siedzą od 8-15, a później idą do drugiej - tej niepublicznej - w której odrabiają zadania domowe ze szkoły publicznej i wyprzedzają materiał, który jest w niej wykładany, a do domu wracają jakoś 21-22. No i oczywiście noszą mundurki. Wszyscy.




Zabytków wbrew pozorom im brak. Wszędzie tylko świątynie i ogrody, generalnie nic poza tym. Podczas całej tej wycieczki zabytki mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. Najbardziej podobał mi się pałac, który został zaprojektowany w taki sposób, że grała w nim podłoga i tylko "pałacowi" wiedzieli jak się poruszać, by podłoga grała jak powinna. Gdy po pałacu rozchodził się inny dźwięk, wszyscy wiedzieli, że nieznajomy/wróg jest na jego terenie. :-D Mechanizm kozak i działa do dziś!




Wiśnie!


Pobiegałam po muzeach, góry zaliczyłam, przejażdżki najszybszymi pociągami świata też, ciekawe przeżycie. Czuć jak pociąg wisi na magnesach i nawet głowa od prędkości trochę boli. Próbowałam robić zdjęcia, ale wychodzą tragicznie. Fudżi miałam na pięknym kadrze, ale prędkość za duża. :-(









Takie party jest nawet wśród biznesmenów w garniakach...

Riksza




Mam kilka tysięcy zdjęć, jeśli chcecie, mogę wrzucić więcej. :-) W Hiroszimie nie robiłam zdjęć, bo trochę bez sensu. Metalowe szkielety budynków i wielki płacz co się ludziom stało, zero wzmianki o tym, że na ich własne życzenie oczywiście. W Kyoto spaliśmy w hotelu wzorowanym na bardzo dawnych czasach i spaliśmy na podłodze. :-D Gdzieś indziej jedliśmy na klęczkach, żarełko takie sobie, za sushi nie przepadam, więc w raju nie byłam. Tokio podobało mi się najbardziej.

~*~

Po dwóch tygodniach powrót na uczelnię był bolesny. Dwa kolokwia z farmakologii na dzień dobry, ale w kościach czuję, że zaliczyłam, obym się nie myliła. :-D Immuny nudne jak zwykle, na pediatrii ciężkie przypadki, ale opiszę je następnym razem. Ciężko w to uwierzyć, ale to już praktycznie koniec 3 roku.. ;-o